Podczas zakończonej niedawno kampanii wojskowej zginęło około 1,3 tysiąca Palestyńczyków, w tym wiele kobiet i dzieci. Zdaniem palestyńskich władz ludzie ci zostali zamordowani z premedytacją. W odpowiedzi na te oskarżenia ONZ wezwała do przeprowadzenia kilku niezależnych śledztw, które mają wykazać, czy Izraelczycy popełnili zbrodnie wojenne.
Jeżeli oskarżenia się potwierdzą, to w zagranicznych sądach mogą zostać złożone pozwy przeciwko izraelskim politykom, dowódcom, a nawet poszczególnym żołnierzom. Niewykluczone nawet, że sprawą zajmie się jakiś międzynarodowy trybunał.
– Nasi żołnierze nie mają się czego bać. Działali w obronie swojego kraju. Ten kraj teraz obroni ich – zapowiedział premier Ehud Olmert.
Izrael na taką ewentualność szykował się jeszcze podczas trwania wojny. Już wtedy stworzono specjalne zespoły złożone z ekspertów wojskowych. Badali oni incydenty, w których zginęła większa liczba cywilów – chodzi między innymi o ostrzał szkoły ONZ, szpitali czy meczetów w Strefie Gazy. Izraelczycy zebrali materiał dowodowy, który ma pokazać, że budynki te były wykorzystywane przez Hamas jako stanowiska strzeleckie.
Obrońcy praw człowieka oskarżają jednak Izrael również o użycie niedozwolonych pocisków. Chodzi o bomby z białym fosforem, które zgodnie z konwencjami międzynarodowymi można zrzucać tylko na otwarte pole bitwy, aby stworzyć zasłonę dymną. Tymczasem – jak twierdzą Palestyńczycy – pociski te spadały na gęsto zaludnione tereny. W efekcie wiele osób zostało poparzonych.