Richard E. Hicks jest Murzynem z Florydy. Na uprowadzonym niedawno u wybrzeży Somalii (i zaraz odbitym przez załogę) amerykańskim statku „Maersk Alabama” pracował jako kucharz. Teraz, gdy trafił już bezpiecznie do domu, zaskarżył właściciela jednostki Maersk Line Limited oraz firmę Waterman Steamship Corp., która dokonała rekrutacji załogi. Uważa, że świadomie naraziły one załogę na niebezpieczeństwo. W związku z tym domaga się co najmniej 75 tysięcy dolarów odszkodowania. Jak podkreślił, nie jest bowiem pewien, czy po traumatycznych przeżyciach z Somalii kiedykolwiek jeszcze odważy się wsiąść na statek i wyruszyć w rejs. – Moja rodzina nie chciałaby, abym kiedykolwiek wrócił na morze. Ja też nadal jestem zdenerwowany – powiedział marynarz.
Opowiedział dziennikarzom, jak 8 kwietnia przygotowywał dla załogi posiłek w swojej kuchni, gdy nagle rozległ się alarm. Kapitan poinformował ich, że piraci dokonali udanego abordażu. Wtedy Hicks wraz z kilkoma innymi marynarzami schował się w maszynowni i siedział tam ponad 12 godzin. – Nie wiedziałem, czy przeżyję. Było tam ciemno i gorąco, ponad 50 stopni. Wszyscy mieliśmy objawy udaru – powiedział.
Hicks twierdzi, że nie działa teraz tylko we własnym interesie. Jego pozew ma obnażyć lekkomyślność armatorów statków, którzy narażają marynarzy na śmierć z rąk piratów. Według niego członkom załogi powinno się wydawać broń lub wynająć firmę ochroniarską. Burty okrętów powinny zaś zostać owinięte drutem kolczastym – aby utrudnić piratom abordaż – a morskie trasy przebiegać w bezpieczniejszych regionach.
Przedstawiciele obu firm nie chcą komentować pozwu złożonego przez Hicksa. Eksperci uważają jednak, że morscy armatorzy zrobią wszystko, aby nie przegrać procesu. Wypłacenie odszkodowania kucharzowi z Florydy mogłoby bowiem uruchomić lawinę pozwów składanych przez członków innych załóg porwanych przez piratów. Na samym „Maersk Alabama” było 19 marynarzy.
Część z nich podjęła walkę i udało im się wyprzeć piratów ze statku. Uciekający rabusie uprowadzili jednak kapitana jednostki, którego dopiero po pięciu dniach odbili amerykańscy komandosi.