O przyjazd brytyjskiej królowej na zaplanowane na ten weekend uroczystości z okazji rocznicy lądowania wojsk alianckich w Normandii usilnie zabiegał Biały Dom. Elżbieta II nie została zaproszona na nie przez Francuzów.
Zaproszenie otrzymał tylko brytyjski premier Gordon Brown. – Prezydent chce, żeby królowa przyjechała – mówił rzecznik Białego Domu Robert Gibbs. Pałac Buckingham z początku był stanowczy: Nie pojedzie ani Elżbieta II, ani nikt inny z rodziny królewskiej. – Królowa powinna zostać zaproszona jako pierwsza, a nie jako ostatnia – mówił „Rz” brytyjski konserwatywny polityk i komentator Ian Dale. Najwyraźniej jednak prośby Amerykanów odniosły skutek i Elżbietę II reprezentować będzie syn.
Z powodu niezaproszenia Elżbiety II oburzeni są nie tylko Brytyjczycy, ale i Kanadyjczycy (jest ona głową także ich państwa). Podkreślają, że podczas D–Day, jak określają lądowanie w Normandii, stanowili oni najliczniejszą grupę żołnierzy. „To była wspólna akcja aliantów, w której Kanada miała nieproporcjonalnie duży wkład i w której Brytyjczycy odegrali kluczową rolę. USA – wbrew dziesięcioleciom hollywoodzkiej propagandy – same nie zdziałałyby nic” – pisał kanadyjski „The Globe and Mail”. Podkreślił, że rola, jaką podczas D–Day odegrała Francja, polegała na „zostaniu wyzwoloną”.
– Francuzi chcieli doprowadzić do szczytu Sarkozy – Obama i to główny powód braku zaproszenia. Ale winien jest też premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown, bo mógł zapobiec skandalowi – uważa Ian Dale.
Na uroczystości nie zaproszono także prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Szczygło mówił o „żalu i poczuciu niesmaku”, wykluczył jednak składanie protestu.