– Dowody osobiste przypominają dyktaturę lub wojskowy reżim. Tylko takie państwo chce mieć możliwość ciągłej kontroli swoich obywateli – przekonuje „Rz” Michael Parker z organizacji NO2ID, jednej z wielu, które sprzeciwiały się wprowadzeniu dowodów w Wielkiej Brytanii.
Brytyjskie władze długo przekonywały, że obowiązkowe dokumenty pomogą zapobiec podszywaniu się pod inne osoby, wyłudzaniu zasiłków, przestępczości i terroryzmowi. Szef brytyjskiego MSW Alan Johnson przyznał jednak, że zalety te były mocno przesadzone. Zdaniem ekspertów projekt, który miał kosztować ponad 5 miliardów funtów, był też zbyt kosztowny i groził dalszą rozbudową biurokracji.
[srodtytul]Więcej wolności[/srodtytul]
Wielka Brytania pozostanie więc w gronie blisko 100 państw, gdzie obywatele sami wybierają formę, w jakiej chcą udowodnić swoją tożsamość. Taka tradycja obowiązuje też w pozostałych krajach anglosaskich: Irlandii, Australii, Nowej Zelandii i USA oraz w państwach skandynawskich. Do założenia konta w banku czy wypożyczenia filmu wideo wystarczy prawo jazdy lub karta z numerem ubezpieczenia społecznego.
– Mamy inne podejście do wolnego rynku, prawa i wolności obywatelskich niż w Europie kontynentalnej. Hołdujemy starej zasadzie, że im mniej ingerencji państwa, tym lepiej. W Wielkiej Brytanii nie mamy nawet spisanej konstytucji, a na kontynencie wszystko musi być uregulowane i kontrolowane, co prowadzi do ograniczenia praw jednostki – przekonuje Parker.