Około 9 rano zamachowiec-samobójca za kierownicą furgonetki, taranując bramę, wjechał na podwórko urzędu. Chwilę potem zdetonował ładunek. Jego moc oszacowano na 500 – 1000 kg trotylu. Po pierwszym wybuchu zagrzmiały następne – według doniesień agencji ITAR TASS eksplodowały składy amunicji w budynku.
Ministerstwo do spraw Sytuacji Nadzwyczajnych informowało wczoraj o 20 zabitych i 138 rannych. Wśród rannych są mieszkańcy okolicznych domów, w tym dziesięcioro dzieci. Te dane mogą jednak ulec zmianie, bo gdy zamykaliśmy to wydanie „Rz”, ekipy ratunkowe wciąż pracowały na miejscu ataku.
– Zamachu dokonali bojownicy, żeby wywołać panikę i zdestabilizować sytuację – oświadczył prezydent Inguszetii Junus-Bek Jewkurow.
Sytuacja w republice jest niestabilna od miesięcy. Regularnie dochodzi tam do ataków na miejscowe władze i pracowników resortów siłowych, którzy z kolei prowadzą polowanie na radykalnych islamistów, którzy chcą wprowadzić w Inguszetii prawo koraniczne. Sam prezydent Jewkurow kilka dni temu wyszedł ze szpitala, do którego trafił w bardzo poważnym stanie po czerwcowym zamachu – samobójca wysadził się w powietrze wraz z samochodem, gdy obok przejeżdżał prezydencki konwój. W tym roku w zamachach zginęło troje wysokich urzędników.
Ataki wstrząsają także sąsiednimi Czeczenią i Dagestanem. Eksperci zwracają uwagę, że sytuacja na Kaukazie wymknęła się Moskwie spod kontroli, a przyczyniają się do tego korupcja i bałagan w tamtejszych republikach. Wczoraj Dmitrij Miedwiediew obarczył miejscowe władze odpowiedzialnością za zamach. – Można było mu zapobiec – mówił. Szef inguskiego MSW został zdymisjonowany, a do „zaprowadzenia porządku” prezydent zobowiązał szefa federalnego MSW.