Kierownictwa dwóch kin w Pekinie potwierdziły wczoraj, że otrzymały polecenie wstrzymania seansów standardowej dwuwymiarowej wersji „Avatara”. Będą jednak nadal mogły wyświetlać wersję trójwymiarową. Według wychodzącego w Hongkongu dziennika „Apple Daily” państwowy dystrybutor filmu nakazał to samo kinom w całym kraju. Pierwotnie film miał być wyświetlany do 28 lutego. Komentatorzy spekulują, że decyzja o ograniczeniu rozpowszechniania może być podyktowana zarówno motywami politycznymi, jak i komercyjnymi.

Historia ludu Na’vi, który na planecie Pandora broni swej ziemi i kultury przed agresywnymi ziemianami, budzi w Chinach skojarzenia z tamtejszymi problemami społecznymi. Wielu Chińczyków zostało wyrugowanych ze swej ziemi i domów przez państwo forsujące inwestycje przemysłowe i budowlane. „Film poruszył wrażliwą strunę u chińskich widzów, a jego popularność to pewien fenomen społeczny. Dlaczego? Bo wszystkie te przymusowe likwidacje starych osiedli w Chinach czynią z nas jedynych Ziemian, którzy rzeczywiście potrafią odczuć ból Na’vich” – napisała komentatorka anglojęzycznego „China Daily” Huang Hung.

Wtóruje jej popularny bloger Han Han: „Dla widzów w innych krajach tak brutalne wypędzanie jest czymś, co przekracza ich wyobraźnię. Może to mieć miejsce tylko na innej planecie albo w Chinach”. Nic dziwnego, że przed kinami w Pekinie ustawiały się na początku miesiąca długie kolejki chętnych do obejrzenia obrazu, niezrażonych ceną do 22 dolarów za bilet. W północnych Chinach kolejkowiczów nie odstraszył nawet trzaskający mróz. Cierpliwie stali wiele godzin przed kasami, a u koników cena za bilet sięgnęła 44 dolarów.

Z Na’avimi utożsamiają się przede wszystkim ci Chińczycy, którzy – podobnie jak mieszkańcy Pandory Ziemianom – stawili opór deweloperom wspieranym przez policję. To właściciele tzw. domów-gwoździ: nazwa wzięła się stąd, że tkwią w ziemi jak gwóźdź w desce, opierając się buldożerom. W czerwcu 2008 r. mieszkanka Szanghaju Pan Rong i jej mąż weszli na dach swojego domu-gwoździa i długo odpierali ataki buldożerów, rzucając w nie koktajlami Mołotowa. Ustąpili, dopiero gdy wyczerpała im się amunicja – zeskoczyli z dachu w ostatniej chwili, zanim buldożer zdruzgotał dom. „Mówiąc krótko, ten film jest apoteozą walki mieszkańców domów-gwoździ z tymi, którzy je niszczą” – napisał komentator sportowy Li Chengpeng w tekście na stronie www.sina.com. Obraz Jamesa Camerona daje przy tym ofiarom przymusowych wysiedleń pewną psychiczną rekompensatę – Na’avi w końcu zwyciężają w bitwie z Ziemianami, rozbijając w puch ich machiny. Tłumacząc decyzję władz w Pekinie, niektórzy wskazują też jednak na motyw czysto komercyjny. Rząd chce podobno zapewnić sukces kasowy wysokobudżetowej chińskiej produkcji „Konfucjusz”, opowiadającej o życiu najsłynniejszego filozofa Państwa Środka. Film o myślicielu zalecającym posłuszeństwo wobec władz i szacunek dla hierarchii ma wejść na ekrany w piątek, a szeroko rozpowszechniany „Avatar” mógłby stanowić dla niego poważną konkurencję.

Część komentatorów zauważa, że ograniczenia w rozpowszechnianiu „Avatara” i tak będą nieskuteczne. Za 7 juanów, czyli 1 dolara, można bez problemu kupić na bazarach w Pekinie płytę DVD z piracką wersją filmu. Była ona dostępna jeszcze przed jego oficjalną premierą. Film obejrzała poza tym w chińskich kinach i tak rekordowa liczba widzów, którzy zapewne będą go polecać swoim znajomym. Według studia filmowego 20 Century Fox po dwóch tygodniach wyświetlania „Avatar” pobił chiński rekord kasowy wszech czasów, zgarniając ponad 73 miliony dolarów. Zdystansował tym samym poprzedniego rekordzistę – obraz „2012”, który pozwolił zarobić jego producentom w Chinach 63 miliony dolarów. By promować rodzimą produkcję, władze dopuszczają rocznie do rozpowszechniania w chińskich kinach zaledwie 20 zagranicznych filmów.