Problem dotyczy między innymi Chalida Szejka Mohammeda. Mózg zamachów z 11 września i człowiek nr 3 al Kaidy, który ma na sumieniu udział w ponad 30 atakach na całym świecie, miał być jednym z piątki terrorystów, wysłanych na rozprawę do sądu federalnego na Manhattanie. Proces miałby się odbywać bardzo blisko miejsca, gdzie stały dwie wieże World Trade Center. Taką decyzję ogłosił w listopadzie prokurator generalny Eric Holder.
Już wtedy nie spodobała się ona nowojorczykom. Teraz okazuje się, że Biały Dom może mieć ogromne problemy nie tylko z przekonaniem do swoich pomysłów opinii publicznej, ale i z finansowaniem całego przedsięwzięcia. Rozprawy w centrum Nowego Jorku wymagałaby bowiem nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa, a co za tym idzie wielkich pieniędzy. Według „New York Post” przez pięć lat miasto musiałoby wydać na takie procesy miliard dolarów – po 200 milionów dolarów na proces każdego z pięciu terrorystów.
Tymczasem republikanie i część demokratów w Kongresie zablokowali przekazanie funduszy na sfinansowanie tej operacji. O zmianę miejsca rozprawy poprosił zaś Erica Holdera burmistrz Nowego Jorku. – Jest wiele innych miejsc, w których proces byłby mniej kosztowny dla podatników i nie zakłócałby spokoju nowojorczykom – przekonuje Michael Bloomberg, który początkowo popierał pomysł prokuratora generalnego. Holder wielokrotnie przekonywał jednak, że osoby, które przygotowywały zamach na WTC, powinny stanąć przed obliczem sprawiedliwości właśnie w pobliżu miejsca, gdzie stały słynne wieże i gdzie zginęło ponad trzy tysiące Amerykanów.
– To okropny pomysł, by architektowi zamachu na 11 września pozwolić wrócić na miejsce największego zamachu terrorystycznego w historii Stanów Zjednoczonych – przekonuje republikanin Mike Pence. Nowojorczycy obawiają się między innymi, że proces mógłby ściągnąć na ich miasto kolejne zamachy. Protestują również przeciw blokowaniu centrum przez betonowe zapory i punkty kontrolne, choć przedstawiciele administracji przekonują, że proces nie byłby aż tak uciążliwy, bo budynek sądu jest połączony z pobliskim więzieniem podziemnym tunelem. Dzięki temu – w przeciwieństwie np. do Waszyngtonu – więźniowie nie musieliby być dowożeni na rozprawy furgonetkami.
Kategorycznie przeciwko postawieniu terrorystów przed sądem w Nowym Jorku protestują również rodziny ofiar z World Trade Center. – Oni nie powinni być sądzeni ani w Nowym Jorku, ani w żadnym innym cywilnym sądzie na terytorium Stanów Zjednoczonych. Jako kombatanci wojenni powinni stanąć przed wojskowym trybunałem w Guantanamo – przekonuje „Rz” Ed Kowalski, reprezentujący organizację „Rodziny 11 września na rzecz Bezpiecznej Ameryki”. – Obecna administracja próbuje wymazać linię odgraniczającą pospolite przestępstwa i działania wojenne. Postawienie zbrodniarzy wojennych przed cywilnym sądem oznacza przyznanie im konstytucyjnych praw, których nie powinni mieć. Da im też okazję do szerzenia terrorystycznej propagandy – podkreśla Ed Kowalski i dodaje, że presja na prezydenta Obamę jest już tak duża, iż będzie musiał wycofać się z pomysłu sądzenia terrorystów w Nowym Jorku. Rzecznik prasowy Białego Domu oznajmił jednak, że Barack Obama dalej jest przekonany, że terroryści powinni stanąć przed cywilnym sądem i że można taki proces bezpiecznie zorganizować na terenie Stanów Zjednoczonych. Anonimowi urzędnicy administracji cytowani przez amerykańskie media zdradzają jednak, że Biały Dom szuka już nowych lokalizacji, gdzie mógłby odbyć się proces. Problem w tym, że Amerykanie nie chcą, by takie rozprawy odbywały się właśnie w ich mieście.