„Historia niemieckich wypędzonych ma zostać wyjęta z kontekstu narodowosocjalistycznej polityki ekspansji oraz zagłady i umiejscowiona w ogólnej historii przymusowych wysiedleń” – tak brzmi konkluzja artykułu we wczorajszym wydaniu liberalnej „Süddeutsche Zeitung” na temat kształtu przyszłego muzeum znanego pod nazwą „Widoczny znak”. Do tej pory zarzut ten spotkać można było najczęściej w Polsce. Jednak po serii ostatnich kontrowersji wokół osoby Eriki Steinbach przebija się on także do świadomości niemieckiej opinii publicznej.
Największy niemiecki dziennik pisze wyraźnie, że fundacja Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie zarządzająca powstającym muzeum przekształca cały projekt w przedsięwzięcie czysto niemieckie, odchodząc od początkowej koncepcji, że powinien on mieć międzynarodowy charakter. Gazeta przypomina, że w 21-osobowej radzie fundacji nie ma ani jednego obcokrajowca. Wystąpił z niej niedawno prof. Tomasz Szarota, choć nie z powodów politycznych, tylko naukowych.
– Cieszą mnie takie opinie, gdyż byłem zdania, iż problemy z „Widocznym znakiem” nie skończą się w chwili, gdy w radzie naukowej fundacji nie będzie Eriki Steinbach – powiedział „Rz” prof. Szarota. Podobnego zdania jest „Süddeutsche Zeitung”, który zarzuca dyrektorowi fundacji Manfredowi Kittelowi, że jest zwolennikiem szefowej Związku Wypędzonych (BdV).
Nie krył tej sympatii w swej pracy sprzed dwóch lat zatytułowanej „Vertreibung der Vertriebenen” („Wypędzenie wypędzonych”). Udowadniał w niej, że niemieckim przesiedleńcom stała się podwójna krzywda, raz, gdy zostali pozbawieni stron ojczystych, a później, gdy w latach 70. ubiegłego stulecia doznali „duchowego wypędzenia” w powojennych Niemczech.
Pisał o tym także Andreas Kossert, referent naukowy fundacji i prawa ręka dyrektora Kittela, w książce „Kalte Heimat” („Zimna ojczyzna”) przedstawiającej wrogie nastawienie mieszkańców powojennych Niemiec do przybyszów ze Wschodu. „Emocjonalnego podejścia” do „Widocznego znaku” domaga się także minister kultury Bernd Neumann. – Odpowiada to dokładnie politycznym wyobrażeniom Związku Wypędzonych – pisze „Süddeutsche”.