Z 41 milionów uprawnionych do głosowania w 13 z 20 regionów do urn poszło 64 procent, co uznano za porażkę demokracji, bo we Włoszech w wyborach lokalnych udział bierze zawsze około trzech czwartych wyborców. Jeszcze większą porażkę poniosła jednak włoska lewica, która straciła władzę w czterech regionach.
Proporcje zmieniły się z 11 do 2 na 7 do 6. Lewica wprawdzie utrzymała dominację, ale interpretowanie w ten sposób rezultatów wyborów jest mylące, bo regiony mają różne znaczenie. Lewica utraciła przemysłowy Piemont ze stolicą w Turynie, jeszcze ważniejsze Lacjum (Rzym), a na dodatek Kampanię (Neapol) i Kalabrię na południu. Koalicja rządząca Silvia Berlusconiego sprawuje teraz władzę w regionach zamieszkanych przez trzy czwarte Włochów.
Sądząc z sondaży sprzed dwóch tygodni oraz z analiz mediów i politologów, miało być inaczej. Zapowiadana niska frekwencja miała pogrążyć centroprawicę, bo lewicowy elektorat zawsze karnie idzie do urn. Berlusconiemu miały zaszkodzić skandale obyczajowe sprzed roku, szeroko publikowane zeznania skruszonych mafiosów, którzy oskarżali go nawet o zorganizowanie głośnych mafijnych zamachów na sędziów 18 lat temu, dwa odwieszone procesy o korupcję i niedemokratyczne rządzenie dekretami.
Pojawiły się nawet prognozy, że po klęsce przy urnach Berlusconi pod wpływem buntu we własnych szeregach poda się do dymisji. Premier podjął wyzwanie i przekształcił wybory samorządowe w plebiscyt własnej popularności. Oskarżenia o związki z mafią, porównania z Mussolinim, nadgorliwość prokuratorów (wraz z podsłuchiwaniem rozmów telefonicznych premiera) i nieskrywana wrogość większości mediów pozwoliły Berlusconiemu wystąpić w ulubionej roli – ofiary lewicy i wymiaru sprawiedliwości.
Premier, któremu w znacznym stopniu pomogli sojusznicy z Ligi Północnej (13 proc. wszystkich głosów), uzyskał bezsporny mandat do dalszego rządzenia krajem. Dla włoskiej lewicy to czwarte z rzędu przegrane wybory w ciągu niecałych dwóch lat. Kolejny raz się okazało, że demonizowanie Berlusconiego to recepta na polityczną klęskę. Wynik wyborów stawia przed włoską lewicą ważne pytania o to, kogo reprezentuje. Zarówno przemysłowa północ, jak i biedne południe głosowały na centroprawicę.