[i]Korespondencja z Rzymu[/i]

W czwartek późnym wieczorem po spotkaniu prezydium Ludu Wolności premier oświadczył, że wyrzuca z partii jej współzałożyciela Gianfranca Finiego. Wezwał go do rezygnacji z funkcji przewodniczącego Izby Deputowanych. Stwierdził, że Fini i jego zwolennicy próbują tworzyć partię w partii. W odpowiedzi 33 deputowanych zrezygnowało z członkostwa w partii Berlusconiego i zapowiedziało utworzenie własnego ugrupowania Akcja Narodowa. Dołączając swe głosy do opozycji, może w każdej chwili obalić rząd i doprowadzić do rozpisania wyborów.

[wyimek] Lewicowa opozycja nie jest przygotowana na nowe wybory i obawia się klęski[/wyimek]

Przyczyn konfliktu należy szukać w nieudanym związku partii Forza Italia Berlusconiego i Sojuszu Narodowego Finiego, które stworzyły najpierw koalicję wyborczą (wygrała wybory w 2008 roku), a rok później wspólną partię Lud Wolności. Premier praktycznie „połknął“ jednak partię swego sojusznika, odstawiając go na boczny tor. Poza tym zderzyły się dwie koncepcje funkcjonowania partii. Fini widzi w niej forum ścierania się poglądów, współzawodnictwa i dyskusji. Dla Berlusconiego partia to machina wyborcza, która po wyborach powinna działać jak sprawne przedsiębiorstwo. Czarę goryczy przelały rosnące wpływy Ligi Północnej. Od roku Fini jest przywódcą wewnątrzpartyjnej opozycji, publicznie krytykującym Berlusconiego. Ten uznał, że miarka się przebrała. Na koncyliacyjny apel Finiego: Przebudujmy wszystko bez uprzedzeń, odpowiedział: Jest już za późno.

Komentatorzy gubią się w domysłach, co czeka Włochy, ale wykluczają wydawałoby się najbardziej logiczne rozwiązanie: nowe wybory. Lewicowa opozycja jest na nie nieprzygotowana i obawia się kolejnej klęski. Dla buntowników oznaczałyby odejście w polityczny niebyt. Berlusconi zdaje sobie sprawę, że naród oczekuje reform, a nie kampanii wyborczej. W podobnym duchu wypowiedział się szef Ligi Północnej Umberto Bossi. Pewne jest jedno: Berlusconi nie będzie już narażony na ostrzał z własnych szeregów, ale rządzić będzie mu trudniej.