Gdy wjechałem do leżących 20 kilometrów od Grodna Sopoćkiń, ujrzałem starszą kobietę, która stała zmarznięta na poboczu drogi. Zatrzymałem się. – Może chociaż do skrzyżowania mnie podrzucicie, bo tak zmarzłam, że nie mogę już iść – mówi po rosyjsku. Gdy ruszamy, pytam, czy wie, gdzie mieszka Maria Romańczuk. – Pokażę panu, ale potem niech mnie pan dowiezie do kościoła – mówi już po polsku, bo, „skoro ktoś szuka pani Marii, to powinien chociaż rozumieć po polsku”.
Dowiedziawszy się, że trafiła do samochodu korespondenta polskiej gazety, moja pasażerka opowiada, że jej rodzina i rodzina Romańczuków znają się od zawsze. – Po kościele pójdę głosować. Oczywiście na Jarka – zdradza. Gdy się żegnamy, zapewnia, iż zastanę Marię Romańczuk w domu, „bo ona zawsze chodzi do kościoła z samego rana”.
Matka kandydata na prezydenta rzeczywiście jest w domu i już oddała głos w wyborach. – Oczywiście na Jarka – uśmiecha się. – Wszyscy w Sopoćkiniach mówią, że głosują na niego – dodaje.
Pani Maria przekonuje, iż Jarek byłby najlepszym prezydentem, „bo jest bardzo uczciwy”. – No, ale wybory nie są uczciwe, więc znowu ogłoszą, że wybrano Łukaszenkę – mówi.
Siedzimy przy stole w małym domku służącym kiedyś za letnią kuchnię. Obok stoi duży, ale pani Maria w nim już nie mieszka. Pół roku temu pochowała męża i wyprowadziła się z dużego domu. – Jarek mieszka w Mińsku. Przyjedzie dopiero na Boże Narodzenie. Mnie starcza miejsca i w tym małym – tłumaczy pani Maria, podając na stół kawę.