41-letni Robert Cantrell został zatrzymany, gdy jechał skradzioną półciężarówką marki Ford. Policjanci szybko się zorientowali, że w samochodzie jest również sporo sprzętu elektronicznego, skuli więc złodzieja, zabrali do swojego wozu i przypięli pasami na tylnym siedzeniu. Sami wrócili sprawdzić, jakie jeszcze skarby kryje półciężarówka.

Szczupły 40-latek nie zamierzał bezczynnie czekać na powrót przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. Odpiął pasy, przeskoczył na przedni fotel i zanim policjanci zdążyli zareagować, odjechał policyjnym wozem. Jak podaje „Houston Chronicle", uciekając przed goniącymi go na piechotę stróżami prawa, wywołał spore zamieszanie.

Prowadząc z rękami zakutymi w kajdanki, najpierw rozbił jedno z zaparkowanych w pobliżu aut, a potem – niczym na hollywoodzkim filmie – zaczął forsować kolejne drewniane płoty grodzące ogródki domów jednorodzinnych. Brawurowa ucieczka skończyła się, gdy po przejechaniu mniej więcej 15 podwórek rozbił auto w rowie melioracyjnym. Wówczas włamał się do samochodu zaparkowanego w pobliżu i próbował się ukryć na tylnym siedzeniu. Prawie mu się udało...

Pech chciał, że zobaczył go jeden z mieszkańców, który wskazał policjantom, gdzie szukać zguby. Lokalne media nie podają, w ile par kajdanek zakuto sprawnego rzezimieszka, aby nie próbował ponownie uciekać.