Poparcie Francji, jednego z najbardziej wpływowych krajów Unii Europejskiej, było niezbędne, by Polska mogła zrealizować cele swojego przewodnictwa. Rząd ogłosił, że przejmując 1 lipca unijne stery skupi się na pogłębianiu integracji, bezpieczeństwie militarnym i energetycznym UE, a także forsowaniu polityki otwartych drzwi.
W każdym z tych obszarów Paryż mógłby zaszkodzić Polsce forsując własne interesy. – Osiągnęliśmy pełne porozumienie co do istotnych punktów priorytetów polskiej prezydencji – zapewniał Donald Tusk po spotkaniu w Paryżu z prezydentem Nicolasem Sarkozym. O priorytetach rozmawiał też z premierem Francois Fillonem.
Neutralni wobec łupków
Francja jest jednym z państw najbardziej niechętnych wobec dalszego rozszerzenia Unii. Prezydent Sarkozy obiecał jednak, że jego kraj nie będzie utrudniać negocjacji z Ukrainą. Otwiera to drogę do sfinalizowania umów stowarzyszeniowej i o wolnym handlu, które mogą znacznie zwiększyć szanse na przyszłe członkostwo Kijowa. Polska chce też, aby w czasie jej przewodnictwa przyspieszone zostały negocjacje z Serbią, Czarnogórą i Mołdawią oraz podpisany traktat akcesyjny z Chorwacją.
Polskie władze mogą też liczyć na silne wsparcie projektu Partnerstwa Wschodniego. Nicolas Sarkozy nie wyklucza udziału w szczycie partnerstwa, który odbędzie się we wrześniu w Warszawie. Jak stwierdził premier Tusk, jego przyjazd jest „bardzo prawdopodobny".
– Interesy obu krajów jeśli chodzi o politykę sąsiedztwa są zbieżne. Polska angażuje się w ustabilizowanie sytuacji w Afryce Północnej i może liczyć na wsparcie polityki wschodniej. Paryż wie, że jest to też w jego interesie, bo może zapobiec napływowi imigracji zarobkowej z tamtego regionu – mówi „Rz" politolog Georges Mink.