Od kilku dni we włoskiej prasie na pierwszych stronach gazet pojawiają się apele: „Ratujmy naszych marines! ", a we czwartek ogromny transparent tej treści zawisł na Kapitolu. Premier Mario Monti zapewnił aresztowanych o swojej solidarności i wysłał do Koczi, gdzie rozpętała już antywłoska histeria, podsekretarza stanu. Wiele wskazuje na to, że dwóch włoskich żołnierzy padło ofiarą intrygi politycznej skierowanej przeciw pochodzącej z Włoch Soni Ghandi, szefowej rządzącej w Indiach Partii Kongresu i wdowie po zamordowanym w 1991 r. Rajivie Ghandim.
Do incydentu doszło 15 lutego na wodach międzynarodowych koło Koczi. Do tankowca Enrica Lexie podpłynęła łódź, nie reagując na sygnały ostrzegawcze. Wówczas dwóch komandosów z elitarnego batalionu San Marco, Massimiliano Latorre i Salvatore Girone, na służbie w charakterze ochroniarzy tankowca oddało trzy serie strzałów. Jak twierdzą, dwie w powietrze, a jedną w wodę. Natręci odpłynęli. Niedługo potem kapitanat poinformował wszystkie jednostki w pobliżu, że została zatrzymana piracka łódź z bronią na pokładzie zapraszając do portu te, które zostały zaatakowane. Miało chodzić o identyfikację napastników. Włoski tankowiec odpowiedział na apel, ale gdy tylko wpłynął na indyjskie wody, otoczyły go jednostki marynarki wojennej. Wtedy okazało się, że wcale nie chodziło o piratów, a o schwytanie tych, którzy strzelali do indyjskiego kutra zabijając dwóch członków załogi.
Miejscowe media i wielu polityków bez cienia dowodu uznały winę Włochów i rozpoczęły hałaśliwą, antywłoską kampanię. Indyjscy wojskowi weszli na pokład tankowca i grożąc użyciem siły skłonili dwóch komandosów do zejścia na ląd. W Koczi omal nie doszło do linczu. Światowe media w ślad za najpoważniejszymi agencjami informowały o włoskich ochroniarzach strzelających do biednych rybaków, jak do kaczek. Radykalna włoska lewica ogłosiła 15 lutego dniem narodowej hańby, a we włoskim internecie pojawiły się tysiące wpisów typu: „Wstyd mi, że jestem Włochem".
Okazuje się jednak, że sprawa nie jest wcale tak jednoznaczna. W czasie, gdy doszło do incydentu, w pobliżu były cztery jednostki, w tym bardzo podobny do włoskiego tankowiec grecki Olympic Fair. Jak przyznał armator, Grecy zostali tego samego dnia, nieco później, zaatakowani przez piratów, a nawet zgłosili to do międzynarodowego biura zgłoszeń takich incydentów w Londynie jak i władzom w Koczi. Jednak dla jakichś powodów do portu nie zawinęli. Nie można w tej sytuacji wykluczyć, że to na Olympic Fair popełniono tragiczny błąd strzelając do rybaków. Mogła to zrobić również wezwana na pomoc straż przybrzeżna. Naturalnie zabójców bez cienia wątpliwości wskazać mogą badania balistyczne. Rząd premiera Montiego wymógł na władzach indyjskich, by wzięli w nich udział również eksperci włoscy. Z nieoficjalnych informacji wynika, że rybacy zostali zabici z broni większego kalibru niż ta, którą dysponują włoscy komandosi.
Dlaczego więc w Koczi od razu obwiniono stronę włoską mobilizując przy okazji media i opinię publiczną? Włoskie media domyślają się, że ma to związek z przypadającymi niebawem wyborami lokalnymi. W stanie Kerala ze stolicą w Koczi rządzi teraz Partia Kongresu, ale przez lata u władzy byli komuniści. Rozpętanie antywłoskiej histerii było bardzo na rękę opozycji, bo godzi w szefową Partii Kongresu Sonię Ghandi, pochodzącą z Lusiany koło Trydentu. Miejscowe władze wobec antywłoskich nastrojów w przeddzień wyborów też postanowiły wykazać się stanowczością. A nastrojami ludności kierować łatwo, bo aż 91 proc. to analfabeci.