Zbrodnia popełniona we wtorek rano na wsi koło miasteczka Mladenovac wstrząsnęła Serbią. Wszystkie belgradzkie media od rana pełne były doniesień o najstraszniejszej masakrze od czasu wojen bałkańskich. Na razie nikt nie jest w stanie wytłumaczyć przyczyn strzelaniny, w której życie straciło 13 osób.
60-letni Ljubiša Bogdanović, mieszkaniec wsi Velika Ivanca, wstał o świcie, wyjął pistolet CZ88, po czym z zimną krwią strzelił do swego 42-letniego syna, matki i żony.
Następnie krążył po wsi, wchodząc do domów swoich sąsiadów i strzelając do wszystkich napotykanych osób. – To spokojna, wiejska okolica, tu się nie zamyka drzwi na klucz, a sąsiedzi zaglądają do siebie bez problemów – tłumaczył łatwość, z jaką sprawca wchodził do kolejnych domostw, komendant miejscowej policji, Milorad Veljović. Najstraszniejszego odkrycia policjanci dokonali w domu rodziny Despotoviciów, gdzie Bogdanović zabił młodą kobietę wraz z jej dwuletnim synkiem.
Wszystkie ofiary zginęły podczas snu od pojedynczych strzałów w głowę. Większość zmarła na miejscu. Do szpitala w Belgradzie przewieziono jedynie trzy osoby w ciężkim stanie, w tym samego zabójcę, który po przybyciu na miejsce policji strzelił sobie w głowę, i jego żonę. Dzięki wysiłkom lekarzy przeżyła jedynie Javorka Bogdanović, żona zabójcy. Jej stan jest nadal ciężki.
Natychmiast po informacji o tej strasznej zbrodni pojawiły się pytania o jej przyczyny. Bogdanović uchodził za człowieka spokojnego i bezkonfliktowego. Potwierdzają to jego znajomi i córka, która nie mieszkała z rodzicami. Nigdy nie był notowany przez policję, nie miał też problemów ze zdrowiem psychicznym. Pistolet posiadał legalnie od dawna, a jako weteran wojny (na początku lat 90. walczył w oddziałach serbskich w Slawonii) potrafił sprawnie obchodzić się z bronią.