Tłum, który przy użyciu pałek, gazu łzawiącego oraz strzałów rozganiały służby bezpieczeństwa, domagał się uwolnienia mężczyzny aresztowanego w czasie protestów w ubiegłym tygodniu. Były one wywołane próbami zmuszenia Tybetańczyków do wywieszania chińskich flag przy przy ich domach. W jednej miejscowości skończyło się do wrzuceniem chińskich flag do rzeki.

Jak podaje Free Tibet, dwie z rannych osób są w krytycznym stanie i przebywają w szpitalu w Lhasie.

Portal tej organizacji pisze też, że okolica, w której doszło do wystąpień Tybetańczyków, jest otoczona przez chińskie służby. „Wygląda to jakby chińska rewolucja kulturalna rozpoczęła się na nowo” - powiedział jeden z miejscowych Tybetańczyków.

Rzeczniczka MSZ powiedziała, jak cytował wczoraj Reuters, że nic nie wie o takich wydarzeniach. I nie chciała udzielić żadnego komentarza.