Reklama

Polski pomysł na Ukrainę nie wypalił

Polski pomysł bezkonfliktowej integracji Ukrainy z UE nie wypalił.

Publikacja: 02.01.2015 01:02

Szef polskiego MSZ ostatnio był w Kijowie ze swoim niemieckim i francuskim odpowiednikiem 21 lutego

Szef polskiego MSZ ostatnio był w Kijowie ze swoim niemieckim i francuskim odpowiednikiem 21 lutego ub.r. Od lewej: Wiktor Janukowycz, Frank-Walter Steinmeier i Radosław Sikorski

Foto: AFP

Nie tak miało to wyglądać. Najważniejsza polska inicjatywa dyplomatyczna ostatniego ćwierćwiecza zakładała stopniowe przyłączenie Ukrainy do Unii Europejskiej, co położyłoby kres odbudowie rosyjskiego imperium i zapewniło naszemu krajowi bezpieczne granice na wschodzie.

Jednak zaoferowany władzom w Kijowie pod naciskiem Polski układ stowarzyszeniowy z Brukselą na razie doprowadził do zupełnie czego innego. Składając życzenia noworoczne swoim rodakom, prezydent Petro Poroszenko przyznał, że Ukraina właśnie przeżyła „najgorszy rok od II wojny światowej" a ten, który się rozpoczyna, „wcale nie będzie łatwiejszy".

Trudno się z tym nie zgodzić. W wyniku flirtu z Europą Ukraińcy stracili Krym i najważniejszy okręg przemysłowy w Donbasie, gospodarka kraju jest na równi pochyłej, państwu w każdej chwili grozi bankructwo, a poziom życia ludności tak bardzo spadł, że ryzyko nowego Majdanu, tym razem przeciwko prozachodnim władzom, staje się coraz bardziej realne.

Polski plan nie wypalił, bo Warszawa nie przewidziała ani brutalnej reakcji Rosji, ani ucieczki z Kijowa Wiktora Janukowycza, ani dramatycznej kondycji ukraińskiego państwa, które nie tylko nie jest w stanie obronić się przed agresją ze wschodu, ale także spełnić warunków integracji z Unią. Polska nie wzięła także pod uwagę tego, że dla Zachodu Ukraina nie jest na tyle ważna, aby warto było zapłacić wysoką cenę za wyrwanie jej z objęć Kremla.

Wobec takiej porażki Bruksela odsunęła polskie władze od negocjacji z Władimirem Putinem. W połowie stycznia rosyjski przywódca spotka się w Astanie z prezydentami Ukrainy i Francji oraz kanclerz Niemiec, ale nie będzie tam przedstawicieli naszego kraju. To już kolejna w ostatnich miesiącach taka sytuacja.

Reklama
Reklama

Polska nie jest też w stanie narzucić Europie twardego kursu wobec Kremla. Owszem, rosyjska gospodarka znajduje się dziś w fatalnej kondycji, ale w znacznym stopniu przez przypadek. Najbardziej zaszkodziły jej załamanie cen ropy, co jest przede wszystkim wynikiem trwającej od lat rewolucji łupkowej w Stanach Zjednoczonych, a w znacznie mniejszym stopniu karą za wojnę z Ukrainą. Unia nie nałożyłaby też surowych sankcji na Moskwę, gdyby nie zestrzelenie w lipcu zeszłego roku samolotu malezyjskich linii lotniczych z 298 osobami na pokładzie, w tym wieloma obywatelami państw Wspólnoty. W miarę jak ta tragedia się oddala, a skutki kryzysu w Rosji odczuwa coraz mocniej sama Unia, głosy na rzecz powrotu do normalnych stosunków gospodarczych z Kremlem będą w Brukseli coraz bardziej donośne. Na grudniowym szczycie przywódców UE okazało się, że nowy przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk nie ma większego wpływu na politykę wschodnią zjednoczonej Europy. Jak zawsze w kryzysowych okolicznościach realna władza przesuwa się do Berlina, Paryża i innych, najważniejszych stolic narodowych kosztem Brukseli.

W tej sytuacji polski rząd powinien na nowo określić strategię dyplomatyczną kraju. Szansą na to było odejście z MSZ Radosława Sikorskiego. Choć od tego momentu Polska zrezygnowała z większej aktywności na Ukrainie, nie decydując się ani na przekazanie sąsiadowi broni, ani pomocy finansowej, to na razie pomysłu na alternatywny całościowy plan nie ma.

Najważniejsze pytanie brzmi: Czy Polska powinna przyłączyć się do starań Niemiec i Francji o ułożenie stosunków z Putinem kosztem odsunięcia marzeń Ukrainy o integracji z Unią czy też trzymać się dotychczasowej odważnej, ale mało realnej wizji. To drugie rozwiązanie jest dla Polski coraz bardziej kosztowne nie tylko z powodu zamierających kontaktów gospodarczych ze wschodnimi sąsiadami, ale także postępującej izolacji kraju w Unii.

Ten dylemat nasz kraj będzie musiał rozstrzygnąć szybko. Już za trzy miesiące rozpocznie się w Brukseli dyskusja nad zniesieniem sankcji wobec Rosji. A parę miesięcy później rząd będzie musiał podjąć decyzję o dwóch kluczowych przetargach zbrojeniowych: na zakup helikopterów i budowę tarczy antyrakietowej. Przyznanie przynajmniej jednego z nich europejskiemu konsorcjum będzie oznaczało, że Warszawa powraca do bliskich stosunków z Berlinem i Paryżem, a także idei integracji europejskiej polityki obronnej.

Odkładanie decyzji będzie tym trudniejsze, że po przejęciu przez republikanów większości w obu izbach Kongresu polityka Waszyngtonu i Brukseli wobec Rosji coraz bardziej się rozchodzi. Pod naciskiem swoich oponentów administracja prezydenta Obamy zaczęła usztywniać podejście do Kremla, decydując się np. na dostarczenie Ukraińcom broni, podczas gdy prezydent Francji i kanclerz Niemiec mnożą kontakty z Putinem.

Nowy rok stawia także jeszcze jedno zadanie przed polską dyplomacją: odbudowę Grupy Wyszehradzkiej. Stosunek do Rosji zasadniczo poróżnił nasz rząd z premierem Węgier i prezydentem Czech, którzy są o wiele bardziej spolegliwi wobec Kremla. Jednak bez poparcia krajów Europy Środkowej pozycja Polski w Brukseli jest mocno osłabiona. Już niedługo możemy za to sporo zapłacić.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1262
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1261
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1260
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1259
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1258
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama