Na terenie Belgii zablokowano wszystko, co znaleziono, z wyjątkiem majątku należącego do rosyjskich przedstawicielstw dyplomatycznych, nawet nieruchomości Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Poza nią ucierpiało 47 rosyjskich firm i organizacji pozarządowych, głównie z brukselskiego regionu.
We Francji komornicy aresztowali nawet rachunki bankowe w tamtejszej filii drugiego co do wielkości rosyjskiego banku Wniesztorgbank. Po chwilowym zamieszaniu odblokowano jednak konta należące do rosyjskich przedstawicielstw dyplomatycznych.
Początkowo nie było wiadomo, na jakiej podstawie działają komornicy w obu krajach. 15 czerwca bowiem minął termin, w jakim Rosja miała przedstawić plan spłat 1,86 mld euro zasądzonych od niej przez Europejski Trybunał Praw Człowieka na rzecz drobnych akcjonariuszy naftowego koncernu Jukos. Firma została zlikwidowana przez rosyjskie władze po 2005 roku, a jej majątek przejęty przez państwowe firmy. Szef koncernu, były multimiliarder Michaił Chodorkowski, spędził dziesięć lat w łagrze, wypuszczono go tuż przed olimpiadą w Soczi.
Europejski Trybunał wydał specjalne oświadczenie, w którym poinformował, że nie ma nic wspólnego z działaniami komorników. Okazało się jednak, że chodzi o Jukos – ale o inny sąd i wyrok. W lipcu 2014 roku Arbitrażowy Trybunał w Hadze zasądził od Rosji 50 mld dolarów na rzecz innej grupy byłych udziałowców. Wykonując ten właśnie wyrok, komornicy Belgii i Francji zaczęli ścigać rosyjską własność.
„Będziemy rzecz jasna protestować. Wszystko, co dotyczy wykonania wyroku trybunału w Hadze – uważamy, że dopuszczono się tam całego szeregu przekłamań. Międzynarodowi prawnicy pracują obecnie nad obroną naszych interesów" – mówił wyraźnie zdenerwowany doradca rosyjskiego prezydenta Andriej Biełousow.