O powołaniu tej grupy „Rz" informowała w zeszłym tygodniu. Na jej czele stanął Adam Andruszkiewicz, poseł Kukiz'15 związany z Ruchem Narodowym. Założona przez niego 23-osobowa grupa ukonstytuowała się w roku, w którym białoruska opozycja demokratyczna będzie obchodziła 20. rocznicę likwidacji niezależnego parlamentu.
W listopadzie 1996 roku młody prezydent Aleksander Łukaszenko przeprowadził referendum, dzięki któremu uzyskał nieograniczoną władzę prezydencką, a kilka dni później rozwiązał Radę Najwyższą. Na jej miejsce powołał kontrolowaną przez siebie Izbę Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego, powszechnie nazywaną na Białorusi parlamentem. Od tej pory żadne wybory parlamentarne w tym kraju nie odbyły się według demokratycznych zasad, a ich wyniki nie były uznawane na Zachodzie.
– Od 1996 roku na Białorusi nie ma parlamentu. Łukaszenko przeprowadził antykonstytucyjne referendum i powyrzucał nielojalnych deputowanych. Od 20 lat siedzą tam wyłącznie mianowani przez niego ludzie – mówi „Rz" prof. Stanisław Szuszkiewicz, pierwszy przywódca niezależnej Białorusi. Na wiadomość o utworzeniu w Sejmie polsko-białoruskiej grupy bilateralnej Szuszkiewicz reaguje stanowczo. – Jeżeli ci polscy deputowani chcą współpracować z parlamentem Łukaszenki, to taka działalność nie wróży nic dobrego – mówi.
Podobnego zdania jest Robert Tyszkiewicz z PO, który od lat stoi na czele zespołu parlamentarnego wspierającego demokratyczne inicjatywy Białorusinów. – Wykonujemy gest wobec parlamentu, którego nie uznawaliśmy przez ponad trzy lata – mówi „Rz" Tyszkiewicz. Według niego został on wykonany przedwcześnie, ponieważ w tym roku na Białorusi odbędą się kolejne wybory parlamentarne. – Nawiązywanie współpracy z białoruskim parlamentem jest odwróceniem się parlamentu polskiego od demokratycznych środowisk i społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi. Zespół Tyszkiewicza, w skład którego wchodzą także członkowie PiS, zaapelował do marszałka Kuchcińskiego o wycofanie swojej decyzji. Członkowie zespołu przypomnieli, że jedną z głównych przyczyn zawieszenia współpracy parlamentarnej w 2005 roku była dokonana przez władze w Mińsku delegalizacja Związku Polaków na Białorusi. Wtedy też kilkanaście domów polskich wybudowanych na koszt polskiego podatnika przejął reżimowy Związek Polaków.
– Sytuacja się nie zmieniła – mówi „Rz" Andrzej Pisalnik, wieloletni działacz Związku Polaków na Białorusi, działającego nielegalnie od ponad dziesięciu lat. – Powołanie tej grupy parlamentarnej układa się w logikę dialogu, do którego szlaki przecierał minister Waszczykowski podczas swojej wizyty na Białorusi. Nieoficjalnie wiadomo, że toczą się rozmowy na nasz temat – dodaje.