Autorzy raportu powołują się na dwa niezależne źródła. Ich zdaniem Pentagon ze względów bezpieczeństwa postanowił wycofać arsenał około 50 pocisków jądrowych B-61 z położonej około 100 km od granicy z Syrią bazy Incirlik. Miałyby trafić do innej amerykańskiej bazy Deveselu w południowej Rumunii. Tu trzy miesiące temu Amerykanie otworzyli bazę tarczy antyrakietowej, której elementem od 2018 r. będą też amerykańskie wyrzutnie w Redzikowie koło Słupska.
Euractiv przyznaje, że nie udało mu się uzyskać oficjalnego potwierdzenia transferu pocisków B-61 ani w NATO, ani w Departamencie Stanu, rumuńskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zaś uznało te doniesienia za bezpodstawne. Ale to nie przesądza sprawy, bo tradycyjnie kraje NATO, na terenie których Amerykanie od dziesięcioleci składują broń jądrową, oficjalnie się do tego nie przyznają.
– Nie byłbym nadmiernie zdziwiony, gdyby informacja Euractivu potwierdziła się – mówi „Rz" Özgür Ünlühisarcikli, dyrektor biura German Marshall Fund w Ankarze.
Bardziej sceptyczny jest jednak Malcolm Chalmers, wicedyrektor prestiżowego Royal United Services Institute (RUSI) w Londynie.
– O ile samo przeniesienie przez Amerykanów broni jądrowej z Turcji jest całkowicie możliwe, o tyle nie rozumiem, dlaczego mieliby ją ulokować na stałe w Rumunii. Może chodzi o czasową lokalizację? Bardziej prawdopodobne jest, że w ostatecznym rachunku ulokują pociski albo w USA, albo w amerykańskich bazach w Europie, gdzie już znajduje się broń jądrowa jak w Aviano we Włoszech. W Deveselu nie ma odpowiednich zabezpieczeń dla pocisków jądrowych. Lokalizacja B-61 spowodowałaby także gwałtowny wzrost napięcia w stosunkach z Rosją i wycofanie się Moskwy z porozumień o ograniczeniu broni jądrowej. Oznaczałoby to także, że NATO wycofuje się ze zobowiązań podjętych wobec Kremla w Akcie Stanowionym zawartym w 1997 r. – dodaje Chalmers.