Do lidera ruchu En Marche! najwyraźniej zaczyna docierać, jak wielka odpowiedzialność spoczęła na jego barkach. W wystąpieniu po ogłoszeniu wyników wyborów mówił powoli, niemal pompatycznie.
– Próbuje pokazać, że ma cechy prezydenckie – uważa Jean-Marie Colombani, wieloletni szef „Le Monde".
Jeszcze nigdy w Piątej Republice Francja nie miała tak młodego (39 lat) i tak mało doświadczonego prezydenta. I to w czasach, gdy kraj przechodzi głęboki kryzys. Macron przesłał „republikańskie pozdrowienie" Le Pen, trochę jakby już ją uznał za pełnoprawnego uczestnika rywalizacji demokratycznej. Zapewnił też, że rozumie „desperację" wielu rodaków, którzy oddali głos na skrajną prawicę i obiecał, że „będzie chronił" najuboższych. Zapowiedział, że postara się „przywrócić więź" między Francuzami a zjednoczoną Europą. I oddał hołd François Hollande'owi, doceniając jego „pięć lat cięż- kiej pracy". W kampanii wyborczej odcinał się od niepopularnego prezydenta, choć ten wyciągnął go cztery lata temu z politycznego niebytu, mianując zastępcą szefa swojej administracji, a potem ministrem gospodarki.
Mimo bardzo brutalnej debaty w środę Marine Le Pen zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów zadzwoniła do rywala z gratulacjami. Chwilę potem wygłosiła krótkie przemówienie, które może jednak na lata nadać kierunek rozwoju francuskiej sceny politycznej.
– Francuzi wybrali kontynuację. A ci, którzy wezwali do poparcia Macrona, całkowicie się zdyskredytowali – powiedziała liderka Frontu Narodowego, wskazując na Republikanów. Dlatego jej zdaniem konieczne będzie teraz zbudowanie „nowej formacji patriotów" zdolnej odebrać władzę „zwolennikom globalizacji". W tym celu Le Pen wezwała polityków prawicy, aby poszli w ślad ruchu Powstań Francjo! Nicolasa Dupont-Agnan (w pierwszej turze dostał 5 proc. głosów) i zbudowali z FN koalicję przed wyborami parlamentarnymi