W piątek orędzie do narodu wygłosił ustępujący prezydent Rosji Władimir Putin, który po wyborach ma objąć fotel premiera. – Proszę was, abyście w niedzielę poszli na wybory i zagłosowali na naszą wspólną przyszłość – zaapelował do rodaków. – Wszyscy dobrze rozumiemy, jak wielka jest rola i odpowiedzialność szefa takiego państwa jak Rosja. Jak ważne jest dla niego zaufanie obywateli – tłumaczył Putin.
Prezydent nie wymienił z nazwiska swojego następcy. Byłoby to zbyteczne. Nawet dzieci uczestniczące w konkursie jednej z moskiewskich gazet „Namaluj przyszłego prezydenta Rosji” bezbłędnie odgadywały, że należało malować Dmitrija Miedwiediewa.
Według sondaży przedwyborczych Miedwiediewowi do zwycięstwa nad trzema rywalami wystarczy jedna tura, w której zdobędzie poparcie ponad 70 procent głosujących. Szef Centralnej Komisji Wyborczej Władimir Czurow nie ma wątpliwości, że dopisze także frekwencja, która ma wynieść ponad 70 procent.
Po jałowej i bezbarwnej kampanii, zdawkowo relacjonowanej nawet w rosyjskich mediach, zapowiadany przez Czurowa wynik wydaje się niewiarygodny. – Jest jednak całkiem możliwy – uważa politolog Aleksiej Makarkin. Jego zdaniem na aktywność wyborców rosyjskich wpłyną trzy czynniki: przyzwyczajenie, wzmożona agitacja z udziałem artystów, sportowców i innych znanych osobistości oraz przymus administracyjny, którego tradycyjnie użyją wobec swoich pracowników kierownicy przedsiębiorstw.
– Nie muszą przy tym mówić, na kogo głosować. Większość i tak zagłosuje na Miedwiediewa – podkreśla ekspert w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.Putin cieszy się ciągle największym zaufaniem Rosjan. Jeszcze zanim wskazał swojego następcę, 40 procent obywateli zapowiadało, że będzie głosowało na każdego, kogo on poprze. W piątek apelował o obdarzenie zaufaniem nowego szefa państwa.