Socjalistyczny premier Węgier Ferenc Gyurcsany zapowiedział wstrzymanie reformy szkolnictwa i służby zdrowia, która zakładała wprowadzenie opłat za naukę i wizyty u lekarza. To efekt niedzielnego referendum, w którym ponad 80 procent głosujących opowiedziało się przeciwko opłatom. Nad złagodzoną wersją reform ma się teraz zastanawiać parlament. Premier podkreśla, że „prawicy nie uda się go zmusić do złożenia dymisji”. Rz: Jak ocenia pan wynik referendum?
Csaba Kiss: To ogromny sukces prawicy. Udało jej się zmobilizować elektorat. I to przy braku poparcia ze strony mediów, które podczas całej kampanii apelowały do ludzi, by poparli reformy. Proszę pamiętać, że media są finansowane przez rząd i nie było w nich lustracji.
Konsekwentnie od 1998 roku atakują lidera prawicy Viktora Orbana. A mimo to nie zdołały zapobiec ewidentnej klęsce rządu. Węgrzy są tak rozgoryczeni i tak nienawidzą socjalistów, że pytania plebiscytu podziałały na nich jak płachta na byka. Premier Gyurcsany ma już przeciw sobie nie tylko opozycję, ale i połowę własnego żelaznego elektoratu. Starszych ludzi, którzy nie chcą płacić za lekarza i szpital.
Prawica się umocniła?
Orban ma za sobą dużą siłę społeczną. Nie może jednak wyprowadzić ludzi na ulicę. Tego właśnie boi się jak ognia. Jeśli poleje się krew, to Orban straci cały kapitał zaufania, który zyskał. Węgrzy pragną zmian, ale boją się ulicznych zamieszek.