Brytyjczyk Ben Southall tak pisał o całym incydencie w swoim blogu: „Uniknąłem pobicia przez kangura, ugryzienia przez rekina i ukąszenia przez pająka czy węża – ale w ostatnich dniach mojego pobytu na wyspie Hamilton padłem ofiarą maleńkiego żyjątka, znanego jako irukandji”.

Meduza ta ma zaledwie 2,5 centymetra średnicy, trudno ją dostrzec w wodzie. Dotknięcie jej odczuwa się jak lekkie oparzenie, ale potem jest coraz gorzej.

„Było mi gorąco, pociłem się, bolała mnie głowa i czułem się chory. Bolały mnie plecy, zesztywniał mi kark, wzrosło ciśnienie – wszystko to klasyczne objawy syndromu irukandji!” – pisał Ben Southall. Potrzebna była natychmiastowa interwencja lekarza i zastrzyki. Hamilton reklamuje się jako „największa niezamieszkana wyspa świata”. Położona jest w archipelagu Whitsunday, nieopodal Wielkiej Rafy Koralowej i niedaleko wybrzeży australijskiego stanu Queensland. Wcale nie jest bezludna – są na niej hotele, restauracje, baseny, sklepy, jest kaplica, a nawet lotnisko.

Na początku tego roku rozpisano konkurs na stanowisko opiekuna wyspy. Ubiegały się o nie 34 tysiące chętnych. Było o co walczyć, bo za pół roku pracy oferowano równowartość 380 tysięcy złotych, a obowiązki polegały głównie na „byciu żywą reklamą” wyspy, czyli pływaniu w morzu, nurkowaniu i rozmowach z turystami.

Ben Southall kończy już pracę opiekuna, ale zapewne nadal będzie zatrudniony w biurze turystyki stanu Queensland. Ma teraz jeździć po świecie i reklamować wyspę Hamilton.