– Precz z wojskową dyktaturą! – krzyczeli demonstranci w Lahore. Setki osób, głównie prawników, wyszły na ulice największych pakistańskich miast, m.in. Islamabadu i Karaczi. Demonstracje przerodziły się w starcia z policją, która użyła pałek i gazów łzawiących. W całym kraju aresztowano ponad 1500 osób. – Są zatrzymywani za łamanie zakazu publicznych zgromadzeń. Grupa nie może liczyć więcej niż pięć osób – tłumaczył szef policji z Lahore Aftab Cheema.
Od soboty, gdy Perwez Muszarraf – prezydent i jednocześnie szef Sztabu Generalnego – ogłosił wprowadzenie stanu wyjątkowego, zawieszona została konstytucja. Obowiązuje zakaz zgromadzeń, krytykowania władzy, ograniczono też działalność mediów. Premier Pakistanu Shaukat Aziz zapowiedział jednak, że władze zamierzają dotrzymać terminu wyborów parlamentarnych zapowiedzianych na styczeń. Dzień wcześniej nie wykluczał, że mogą się one opóźnić o rok.Muszarraf oskarżał też Sąd Najwyższy o utrudnianie walki z ekstremistami. – Tak naprawdę obawiał się wyroku sądu, który miał w poniedziałek orzec, czy pełniący funkcję szefa armii Muszarraf miał prawo startować w wyborach prezydenckich – mówi „Rz” Ifram Siddiki, komentator pakistańskiego dziennika „The Nation”.
Wśród aresztowanych jest prezes Sądu Najwyższego Iftikhar Chaudry, którego Muszarraf już w marcu próbował usunąć ze stanowiska. Doszło wtedy do buntu tysięcy prawników, a w trwających dwa miesiące demonstracjach zginęło co najmniej 40 osób.
Sytuacja uspokoiła się dopiero, gdy sąd uznał decyzję prezydenta za niezgodną z prawem. Tym razem prawnicy również uznali, że prezydent dokonał zamachu na niezależność systemu sprawiedliwości.
– Nawet gdyby chodziło o walkę z ekstremizmem, to nie da się jej w ten sposób wygrać. Jedyna możliwość to przywrócenie niezależnego wymiaru sprawiedliwości, wolności mediów i włączenia partii politycznych do władzy – mówi pakistański analityk Nasim Zehra.Amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice zaapelowała wczoraj do Muszarrafa, aby zrezygnował z funkcji szefa armii, przywrócił konstytucję i zorganizował wybory w zapowiadanym terminie.