Podjęta w ostatniej chwili decyzja o odwołaniu obecności prezydenta USA została powszechnie skrytykowana przez media i niektórych polityków w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Zdaniem krytyków Trump "zhańbił" amerykańskich żołnierzy.
Prezydent miał złożyć hołd podczas ceremonii na amerykańskim cmentarzu Aisne-Marne w Belleau, około 85 km na wschód od Paryża. Na miejscu miała mu towarzyszyć pierwsza dama Melania.
Z powodu padającego deszczu prezydencki śmigłowiec nie mógł wystartować. Stany Zjednoczone na cmentarzu reprezentowała delegacja, na której czele stanął szef sztabu prezydenta John Kelly.
Decyzję Białego Domu krytycznie ocenił m.in. zastępca doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego poprzednika Trumpa, Baracka Obamy, Ben Rhodes.
"Przez osiem lat pomagałem w organizacji wszystkich podróży Baracka Obamy. Zawsze jest przygotowana opcja na wypadek deszczu. Zawsze" - napisał.