Dokładnie stało się to, gdy dziennikarz Marcin Zaborski przeprowadzał wywiad z prof. Miłoszem Parczewskim. Z tego, co mówił członek Rady Medycznej przy premierze, wynikało, że nakładane przez rząd obostrzenia mają oparcie raczej w intuicji niż dowodach czy badaniach.
Te ostatnie jak dotąd pokazały tylko tyle, że noszenie maseczek na otwartej przestrzeni nie ma sensu.
W tle coraz bardziej uczonych i mniej zrozumiałych wywodów profesora słyszałem od tej pory już tylko niewinny dziecięcy głosik powtarzający w kółko: „król jest nagi". Nowe szaty monarchy z baśni Andersena miały tę samą właściwość co skuteczność lockdownu i wszechobecnego maskowania – nie widzieli ich tylko ludzie głupi i ci, którzy nie nadawali się do pełnienia swoich urzędów.
„To rzeczywiście wspaniały strój! – pomyślał król". I przemówił do tych, którzy nie dość gorliwie zachwalali wspaniałość kroju i barw jego nowych szat. Mówił głównie mandatami i karami, ale również ustami swoich heroldów.
Pamiętajmy, to przecież „bezmaskowcy" z Zakopanego walnie przyczynili się do wybuchu trzeciej fali epidemii. Siedzących na bulwarach Wisły czy Warty chciano rozganiać policją konną. Są też pewne stałe i niezmienne elementy gry w nowe szaty króla. Jak choćby prof. Simon, z „kartagińską" wytrwałością kończący swoje wypowiedzi przypomnieniem, że poza wszystkim uważa, iż Polacy są bandą idiotów i wszystko to ich wina. Cóż, każdy ma takiego Katona, na jakiego sobie zasłużył.