– Na Haiti ludzie po prostu mrą z głodu. Placki ze szlamu to ich podstawowa dieta – powiedział w środę, po wizycie w Port-au-Prince, Jesse Jackson, lider amerykańskiego ruchu na rzecz praw człowieka. Wezwał administrację Busha do natychmiastowej interwencji humanitarnej na wyspie.
W efekcie fali kwietniowych zamieszek spowodowanych rosnącymi cenami żywności co najmniej siedmiu Haitańczyków zginęło. Parlament odwołał ze stanowiska premiera Jacques’a Edouarda Alexisa; w niedzielę zastąpił go Ericq Pierre, były doradca Międzyamerykańskiego Banku Rozwoju. Elita polityczna chce w ten sposób uspokoić nastroje, ale obserwatorzy spodziewają się nowego wybuchu. W USA oczekuje się z kolei fali haitańskich uchodźców. Głód i chaos powodują, że jest coraz więcej gotowych do przebycia niebezpiecznej, 966-kilometrowej drogi morskiej, by nielegalnie dostać się do USA. W Haiti, najbiedniejszym kraju Ameryki Środkowej, 66 procent ludności żyje dziś za 1 dolara dziennie.
Rosnące ceny żywności wywołały również zamieszki w wielu krajach azjatyckich i afrykańskich.
– Liczne społeczeństwa afrykańskie są nie tylko głodne, ale również rozeźlone na swe skorumpowane, nieudolne rządy. Obserwują, jak władza, choć często dysponuje odpowiednimi środkami, nie jest w stanie zapewnić dostaw żywności. Obecny wzrost cen może się stać kroplą, która przeleje czarę goryczy – mówi „Rz” dr Vincent Magombe, dyrektor agencji Africa Inform International. Podkreśla, że szczególnie niebezpieczna jest mieszanka kryzysu żywnościowego i konfliktów etnicznych, czego przykładem jego rodzinny kraj Uganda.
– Wojownicza grupa etniczna Karmajong, która żyje w północnej Ugandzie, jest po prostu wściekła na rząd. Zarzuca władzy, że w ogóle jej nie obchodzi, iż ludzi nie stać na wyżywienie. Widać tam jak na dłoni zarzewie zbrojnego konfliktu – ostrzega Magombe.