Środowe starcie było dla republikańskiego kandydata ostatnią szansą, by przy wielkiej, ogólnonarodowej widowni, która zebrała się przed telewizorami, przekonać wyborców, iż to nie prowadzący w sondażach Obama, ale właśnie on jest właściwym człowiekiem do objęcia prezydenckiego fotela.
Od samego początku znakomicie prowadzonej przez weterana telewizji CBS Boba Schieffera debaty przystąpił więc do natarcia. – Senator Obama wydał więcej pieniędzy na negatywne spoty wyborcze niż jakikolwiek kandydat w historii – grzmiał. Wypomniał też rywalowi znajomość z byłym lewicowym terrorystą Williamem Ayersem oraz związki z liberalną organizacją ACORN oskarżoną o fałszowanie rejestracji wyborców w kilku stanach.
Na kolejne oskarżenie ze strony Obamy, że jego rządy oznaczałyby kontynuację administracji Busha, odparł: – Senatorze Obama, nie jestem George’em Bushem. Jeśli chciał pan startować przeciwko Bushowi, trzeba było próbować cztery lata temu.
Senator z Arizony podkreślał, że jest za zmniejszeniem roli państwa, ograniczeniem wydatków i zmniejszeniem podatków dla wszystkich. Obama zamierza obniżyć podatki 95 proc. Amerykanów, a więc w domyśle podniesie je pozostałym 5 proc. – To redystrybucja majątku – oskarżał McCain. Jednocześnie zauważał, że Obama zapowiada zwiększenie wydatków na wiele państwowych przedsięwzięć.
McCain atakował też Obamę za jego poparcie dla całkowitej legalności aborcji, łącznie z aborcją w ostatnich miesiącach ciąży. Demokrata odpowiedział, że głosował przeciw ustawie o zakazie późnej aborcji tylko dlatego, że nie zawierała zapisu o wyjątkach spowodowanych stanem zdrowia matki.