Partia Republikańska zwróci się do Federalnej Komisji Wyborczej z donosem na Baracka Obamę. Jej zdaniem sztab demokraty przyjmuje w Internecie datki od anonimowych darczyńców, co narusza prawo. – Na jego konto wpływa mnóstwo pieniędzy, a nie bardzo wiadomo, od kogo pochodzą – oświadczył przedstawiciel Krajowego Komitetu Republikańskiego Sean Cairncross.
Słowa Cairncrossa można interpretować jako wyraz uznania dla gigantycznego sukcesu, jaki odniósł Obama, gromadząc na koncie swej kampanii ponad 600 mln dolarów, w większości ze źródeł internetowych.
– To prawdopodobnie oznacza koniec obecnego systemu. Finansowanie publiczne będzie atrakcyjne jedynie dla trzeciorzędnych kandydatów, którym brakuje pieniędzy – wyjaśnia „Rz” prawnik Jan Baran, znany ekspert od finansowania kampanii politycznych.
Według obowiązujących od ponad 30 lat przepisów kandydaci mogą dostać od państwa na kampanię 84 miliony dolarów, ale muszą się wyrzec prawa do korzystania z innych środków. W zamyśle twórców tej ustawy system miał zapewnić kandydatom równe szanse i ograniczyć wpływ wielkich pieniędzy.
Na starcie kampanii Obama obiecywał, że nie zrezygnuje z publicznego finansowania. Gdy jednak dzięki datkom od ponad 3 mln użytkowników Internetu zebrał górę pieniędzy, postanowił złamać słowo i jako pierwszy kandydat w historii zrezygnował z państwowych pieniędzy. Jego rywal nie omieszkał mu tego wytknąć. – John McCain ma rację, ale co z tego? Gdyby to na jego konto wpływały tony pieniędzy z Internetu, pewnie zrobiłby to samo – twierdzi Baran.