Na skutek zmanipulowania niesmacznej wypowiedzi Berlusconiego o ofiarach argentyńskiej junty wojskowej włoski ambasador w Buenos Aires musiał się tłumaczyć w tamtejszym MSZ

Podczas wiecu przed niedzielnymi wyborami na Sardynii Silvio Berlusconi, wspierając swego faworyta, powiedział: „O mnie mówili już wszystko. Porównywali mnie do tego argentyńskiego dyktatora, który pozbywał się swych przeciwników, pakując ich do samolotu z piłką. Otwierał drzwi i mówił: ładna pogoda, idźcie sobie pograć”. Gdy rozległ się śmiech, spoważniał i stwierdził: „To może śmieszyć, ale jest dramatyczne”. Komunistyczny dziennik „L’Unita”, przytaczając jego słowa, pominął – można podejrzewać, że celowo – ostatnie zdanie. Za „L’Unita” wersję wydarzeń powtórzył korespondent argentyńskiego dziennika „Clarin”, co wywołało zrozumiałe oburzenie w Argentynie, gdzie w latach 1976 – 1983 zaginęło bez śladu około 30 tys. przeciwników dyktatury wojskowej. Rodziny ofiar wyraziły oburzenie. W argentyńskim MSZ włoski ambasador usłyszał, że „władze są zaniepokojone i urażone”. Przywódcy włoskiej opozycji zażądali, by premier osobiście przeprosił Argentyńczyków, a szef MSZ Franco Frattini złożył wyjaśnienia przed parlamentem. Opozycja oskarża Berlusconiego o psucie wizerunku Włoch. Natomiast dziennik „Corriere della Sera” po obejrzeniu sceny w YouTube wziął premiera w obronę, oskarżając „L’Unita” o manipulację. Wszyscy są jednak zdania, że Berlusconi mógł sobie darować przywoływanie tragedii zaginionych.

Berlusconiego nieraz gubiły przekonanie o posiadaniu wybitnego poczucia humoru i skłonność do sypania anegdotami. Włosi nie mogą mu zapomnieć stwierdzenia, że Mussolini nie był krwawym dyktatorem, bo wysyłał przeciwników politycznych na wczasy na wyspy szczęśliwe. Faktem jest, że Mussolini wielu opozycjonistów więził na wyspach Ponza czy Ventotene, ale ofiar faszystowskiego reżimu są tysiące. Z niesmakiem Włosi przyjęli odpowiedź Berlusconiego na atak niemieckiego eurodeputowanego Martina Schulza, któremu zaproponował rolę obozowego kapo w filmie wojennym. Siedzący obok Gianfranco Fini, wówczas szef MSZ, ze wstydu ukrył twarz w dłoniach. Niedawno młodej i atrakcyjnej absolwentce uczelni skarżącej się, że nie może znaleźć pracy, zaproponował, by wyszła za syna milionera.

Za takie wyskoki zapłacił tylko raz. Gdy publicznie zalecał się do pięknych kobiet ze swojej partii Forza Italia, małżonka Veronica zaprotestowała, pisząc obszerny i pełen subtelnego oburzenia list otwarty do lewicowej gazety „La Repubblica”, którą Berlusconi uważa za osobistego wroga. Śmiali się wtedy wszyscy Włosi. Poza Berlusconim.