Trzy stateczki z afrykańskimi imigrantami nadały sygnał SOS w pobliżu włoskiej wyspy Lampedusa, ale na wodach terytorialnych Malty. Była środa. Maltańczycy, do których w takich przypadkach należy kierowanie akcją ratunkową, jak zwykle wezwali jednostki włoskie. I jak zwykle odmówili goszczenia niechcianych przybyszy.
[srodtytul]Cyniczni politycy[/srodtytul]
Wybuchł konflikt dyplomatyczny na szczeblu ministrów spraw zagranicznych, którzy nawzajem oskarżali się o cynizm i obojętność w obliczu tragedii. W końcu trzy jednostki włoskiej straży przybrzeżnej wzięły na pokład 227 imigrantów, wśród których były kobiety w ciąży. Jednak tym razem – w wyniku wielogodzinnych negocjacji z władzami libijskimi – pierwszy raz Włosi wysadzili imigrantów w Trypolisie, a nie w którymś z włoskich ośrodków dla uchodźców.
Minister spraw wewnętrznych Roberto Maroni odtrąbił historyczne zwycięstwo i zapowiedział, że odtąd będzie to stała praktyka. Jednak wysoki komisarz ONZ ds. uchodźców Antonio Gutteres uznał incydent za pogwałcenie praw człowieka i umów międzynarodowych. Wtórowały mu Caritas, organizacja broniąca praw dzieci Save the Children, Amnesty International, Lekarze bez Granic i włoska opozycja. Ich zdaniem – wbrew konwencji genewskiej – imigrantom nie dano szansy na złożenie podania o azyl i zawrócono ich do Libii, która nie ratyfikowała międzynarodowych konwencji dotyczących praw człowieka.
Minister Maroni tłumaczy, że po pierwsze uchodźców powinna przyjąć Malta, ale kolejny raz odmówiła. Po drugie, w związku z tym, że uchodźcy nie znajdowali się na włoskich wodach terytorialnych, prawo międzynarodowe nie zostało naruszone. Marconi twierdzi, że teraz uchodźcy mogą poprosić o azyl w Libii, a urzędująca tam Włoska Rada ds. Uchodźców i organizacje humanitarne dopilnują, by przestrzegano praw człowieka. Dodał też, że „rząd włoski nie może zajmować się tym, co dzieje się w innych krajach”.