Agencja dopuściła RU 486 po sześciogodzinnej dyskusji, ale pod pewnymi warunkami. Chemiczną aborcję można będzie przeprowadzać wyłącznie w warunkach szpitalnych i tylko do 49. dnia ciąży. Od 2005 roku tytułem eksperymentu tabletkę zastosowano w wybranych 26 szpitalach u prawie 4 tysięcy kobiet.
Dopuszczenie tabletki nie było niespodzianką. Dlatego już we środę, uprzedzając wydarzenia, watykański dziennik „L’Osservatore Romano” podał, że od czasu wprowadzenia przed dwiema dekadami RU 486 we Francji w efekcie jej zastosowania zmarło 29 kobiet. Trudno więc uznać tę metodę aborcji za bezpieczną. Były przewodniczący Papieskiej Akademii Życia biskup Elio Sgreccia ostrzegł, że zarówno kobiety stosujące tabletkę, jak i przepisujący ją lekarze muszą się liczyć z ekskomuniką – tak jak w przypadku aborcji chirurgicznej.
Hierarcha stwierdził, że wprowadzenie RU 486 to efekt nacisków ekonomicznych i politycznych. Początkowo miała leczyć schorzenia nadnercza, ale okazała się nieskuteczna, więc firma farmaceutyczna, by nie stracić zainwestowanych pieniędzy, postanowiła sprzedawać ją jako środek aborcyjny.
Deputowany chadeckiej UDC Luca Volonte powiedział, że „zwyciężyła kultura śmierci i handlujący nią przemysł farmaceutyczny”, a grupa senatorów, w tym były prezydent Francesco Cossiga, zażądała publikacji dossier o śmiertelnych ofiarach tabletki.
Zwolennicy RU 486 podkreślają, że 12 lat temu zyskała ona uznanie Światowej Organizacji Zdrowia. Jej przeciwnikom zarzucają ideologiczno-religijne zaślepienie godne talibów.