Takiej ilości procesów zbrodniarzy nazistowskich w Niemczech nie było od dawna. Oprócz Boerego i Demjaniuka trwają też postępowania w sprawach dwu innych zbrodniarzy, a dopiero co 90-letni Josef Scheungraber usłyszał wyrok dożywocia za udział w masakrze we Włoszech. Według ekspertów to sygnał, że nie ma grubej kreski w rozliczeniach z haniebną przeszłością.
– Jest to dowód, że zbrodnie nie mogą ulec zapomnieniu i że Niemcy zdecydowane są nadal postawić przed sądem wszystkich zbrodniarzy, których uda się wytropić – twierdzi Edith Raim, ekspert Instytutu Historii Najnowszej w Monachium. Przypomina, że już w latach 70. ponad dwie trzecie obywateli RFN była przeciwna dalszemu ściganiu zbrodniarzy, uważając, że nadszedł czas na zamknięcie haniebnego rozdziału niemieckiej historii.
Nie wiadomo, jaka część niemieckiego społeczeństwa myśli tak samo dzisiaj, ale z całą pewnością chęć karania zbrodniarzy nie jest większa. – Najważniejsze, że istnieje wola polityczna. Oprócz granicy biologicznej nie ma żadnej innej w ściganiu zbrodniarzy – tłumaczy Thomas Will z Centrali Badania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu.
Jednym ze zbrodniarzy jest 88-letni Heinrich Boere, członek specjalnego szwadronu SS, który likwidował w Holandii osoby podejrzane o sprzyjanie ruchowi oporu. Aresztowany po wojnie przyznał się do winy i został skazany w Amsterdamie na śmierć. Zdołał zbiec do Niemiec, gdzie żył przez dziesięciolecia chroniony zakazem ekstradycji obywateli niemieckich skazanych przez zagraniczne sądy. Dopiero kilka lat temu zainteresowała się nim prokuratura.
– Jego losy mówią wiele o tym, jak zbrodniarze nazistowscy byli traktowani w Niemczech – pisał wczoraj „Süddeutsche Zeitung”. Mówią o tym najlepiej statystyki. W całym okresie powojennym skazano w Niemczech zaledwie 1148 zbrodniarzy oskarżonych o morderstwa w czasie wojny, spośród ponad 172 tysięcy zarejestrowanych podejrzanych.