Ta sprawa zbulwersowała wielu Amerykanów. Alexis Hutchinson, która służy jako kucharz w 3. Dywizji Piechoty, miała 5 listopada lecieć do Kabulu. Nie pojawiła się jednak na lotnisku. Tłumaczyła Żandarmerii Wojskowej, że nie znalazła nikogo, kto mógłby zaopiekować się jej dzieckiem. Według części mediów wybrała dobro synka, ale dla armii to nie jest argument.
– Każdy żołnierz musi zaplanować opiekę nad rodziną. Innymi słowy wyznaczyć kogoś, kto zajmie się dziećmi w razie nagłych sytuacji, rozkazu wyjazdu na misję czy na ćwiczenia. Wszyscy o tym wiedzą – mówi „Rz” Philip Cave, adwokat specjalizujący się w sprawach wojskowych.
Zobowiązanie do zapewnienia opieki dzieciom podpisuje się przy zawieraniu kontraktu z armią. Alexis została więc aresztowana, może usłyszeć między innymi zarzut dezercji. Jej synek Kamani, początkowo umieszczony w ośrodku opieki w bazie wojskowej w Georgii, został następnie oddany pod opiekę babci. To ona miała się nim zająć podczas misji Alexis w Afganistanie. Ale gdy córka dostała rozkaz wyjazdu, mieszkająca w Kalifornii Angelique Hughes stwierdziła, że nie podoła rocznej opiece nad tak małym dzieckiem. – To niemowlę, wymaga opieki 24 godziny na dobę – wyjaśniała dziennikarzom. Jej zdaniem rodzice samotnie wychowujący tak małe dzieci w ogóle nie powinni być wysyłani na misje. Przekonywała, że po powrocie mamy z misji mały Kamani miałby już prawie dwa lata. – Czy wiedziałby, kim ona dla niego jest? – pytała.
Takie argumenty mogą jednak pogrążyć młodą żołnierkę. Część wojskowych zarzuca jej bowiem, że wykorzystuje dziecko, by wymigać się od wyjazdu na misję. – W Afganistanie i w Iraku służą tysiące samotnych matek i ojców. Niektórzy żołnierze nie mieli nawet szansy zobaczyć swoich dzieci. Taki jest los wojskowych – podkreśla Philip Cave.
Czasem dowódcy zgadzają się wprawdzie, by kobiety w tak trudnym położeniu jak Hutchinson zostały zwolnione z wyjazdu na wojnę, ale ostatnio, gdy Stany Zjednoczone prowadzą jednocześnie operacje w Iraku i Afganistanie, zdarza się to rzadziej. Do tych dwóch krajów zostało już wysłanych około 30 tysięcy samotnych matek. Zgodnie z obowiązującymi w amerykańskiej armii zasadami kobiety nie mogą być wysyłane na front jedynie w ciągu czterech miesięcy od urodzenia dziecka. Żołnierze, którzy podpisują kontrakty, nie zawsze zdają sobie do końca sprawę, że poza ogromnymi zaletami takiej pracy – stabilną płacą, opłaconymi przez armię studiami, itp. – ma ona również złe strony. Niektórzy wojskowi przekonują zaś, że tak jak kiedyś popularne było udawanie, że jest się homoseksualistą lub narkomanem, by zostać wyrzuconym z armii, tak teraz kobiety specjalnie zachodzą w ciążę, by uniknąć wyjazdu do Afganistanu czy Iraku.