Od czasu izraelskiej interwencji w Strefie Gazy zimą 2008 roku negocjacje pokojowe między Izraelem a Palestyńczykami zostały zamrożone. Od pewnego czasu jednak Amerykanie próbują nakłonić obie strony, by powróciły do stołu rozmów. Nieoczekiwanie podczas spotkania z wysłannikiem USA na Bliski Wschód George’em Mitchellem przedstawiciele Autonomii Palestyńskiej oświadczyli, że są gotowi wznowić rozmowy i na dobry początek wystąpili z ugodową propozycją. Zapowiedzieli, że w ramach ostatecznego porozumienia pokojowego są gotowi oddać Izraelowi blisko 4 proc. Zachodniego Brzegu Jordanu.
Amerykańscy dyplomaci wyznali dziennikowi „Wall Street Journal”, że byli całkowicie zaskoczeni tą propozycją. – Nie zamierzamy marnować czasu pana Mitchella. Przyszliśmy z konkretami – mówili Palestyńczycy.
Ustalenie ostatecznej granicy między Izraelem a przyszłą Palestyną jest – obok kwestii arabskich uchodźców, statusu Jerozolimy i przyszłości żydowskich osadników – jednym z największych problemów w rozmowach pokojowych. Palestyńczycy chcieliby, aby przebiegała ona wzdłuż Zielonej Linii, czyli granicy izraelsko-jordańskiej sprzed wojny 1967 roku, podczas której pod okupację Izraela dostał się Zachodni Brzeg Jordanu.
Problem jednak w tym, że wzdłuż tej linii w ciągu 40 lat powstały żydowskie osiedla. Wiele z nich to spore miasta z betonowymi wieżowcami, w których mieszkają tysiące ludzi. Izrael domaga się więc korekty linii granicznej, tak aby jak najwięcej osiedli znalazło się po jego stronie granicy. W zamian gotowy jest dać Palestyńczykom kawałek własnego terytorium.
Cała sprawa rozbija się więc o skalę wzajemnych ustępstw. Jak podkreślają eksperci, dwa lata temu prezydent Mahmud Abbas i ówczesny premier Izraela Ehud Olmert „prawie się dogadali”. Latem 2008 roku Olmert zaproponował Abbasowi utworzenie niezależnej Palestyny składającej się z całej Strefy Gazy i 93 procent Zachodniego Brzegu.