Swoją prośbę, adresowaną do premiera, przewodniczących obu izb białoruskiego parlamentu, szefa administracji prezydenta i przewodniczącego Sądu Najwyższego, Szuszkiewicz skierował w formie listu otwartego, który opublikowała opozycyjna gazeta „Narodnaja Wola”. W uzasadnieniu były przewodniczący parlamentu, który przed ustanowieniem w 1994 roku urzędu prezydenta był szefem państwa – stwierdza, że wprawdzie prawo białoruskie nie dopuszcza kwestionowania konstytucyjności aktów prawnych przez osoby fizyczne, ale mogą to robić instytucje państwowe. „Dlatego zwracam się do was” – czytamy w liście.
Stanisław Szuszkiewicz – dziś opozycjonista – przypomina, że decyzją Rady Najwyższej Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, której był przewodniczącym, przyznana mu została dożywotnia emerytura. „To były pieniądze znacznie mniejsze od zarobków dzisiejszych parlamentarzystów, ale mi wystarczały” – napisał Szuszkiewicz.
Sytuacja zmieniła się w 1997 roku, po dojściu do władzy Aleksandra Łukaszenki, który wybił się na polityczne szczy-ty, zarzucając Szuszkiewiczo-wi uprawianie korupcji. Jako pierwszy prezydent Białorusi Łukaszenko postanowił uregulować problem emerytur osób „zasłużonych dla narodu Białorusi”, wydając odpowiedni dekret. W efekcie Stanisław Szuszkiewicz otrzymał emeryturę w wysokości 3200 rubli białoruskich, niepodlegającą waloryzacji. Nominalna wysokość świadczeń pierwszego przywódcy niepodległej Białorusi nie uległa zmianie w ciągu 13 lat. Z powodu inflacji wartość jego emerytury skurczyła się do jednego dolara (ok. 3 złotych)
List Stanisława Szuszkiewicza nie jest jego pierwszą próbą zwrócenia uwagi władz na absurdalnie niską emeryturę byłej głowy państwa. W 2002 roku, kiedy dostawał równowartość 1,57 dolara, sąd w Mińsku oddalił jednak jego pozew, twierdząc, że świadczenia są naliczane zgodnie z prawem.
To sprawa bezprecedensowa w skali światowej. W większości krajów uregulowania dotyczące emerytur byłych szefów państw są bardzo dla nich korzystne.