[i]Korespondencja z Moskwy[/i]
„Prezydencie, uwolnij Chodorkowskiego i uwolnij się sam!” – głosi napis na plakacie Walentiny Aleksiejewnej ze stowarzyszenia Memoriał w Twerze, która przyjechała do Moskwy specjalnie na pikietę. To protest w obronie byłego szefa Jukosu w dniu ogłoszenia wyroku w tzw. drugim procesie Michaiła Chodorkowskiego i Płatona Lebiediewa.
Jednak wczoraj wyrok nie zapadł. Na drzwiach sądu w moskiewskiej dzielnicy Chamowniki, przed którymi rano zebrało się kilkuset dziennikarzy i zwolenników oskarżonych, zaledwie trzy godziny przed planowanym rozpoczęciem posiedzenia pojawiła się lakoniczna notatka – ogłoszenie wyroku przeniesiono na 27 grudnia o godz. 10 rano. Wyjaśnień brak.
Nie dostarczyły ich skąpe komentarze pracowników sądu.
– To klasyczna zagrywka – celowo przenoszą wyrok na okres, kiedy Zachód jest między świętami Bożego Narodzenia i Nowym Rokiem – ocenia Władimir Bukowski, były radziecki dysydent na stałe mieszkający w Londynie. Inny dysydent Aleksander Podrabinek także nie ma złudzeń. – Znamy te numery. Teraz są tu zagraniczne media, oczy Zachodu są zwrócone na Moskwę. Za dwa tygodnie emocje opadną i wtedy sąd ogłosi wyrok. Te same metody stosowano w ZSRR – mówi.