[i]korespondencja z Rzymu[/i]

Od środy do niedzieli na zamieszkaną przez 5 tysięcy osób Lampedusę przybyło 5 tysięcy uchodźców z oddalonej o 140 km Tunezji. Exodus trwa. W drodze jest co najmniej dziesięć dalszych statków i 40 łodzi z uciekinierami. W związku z tym władze włoskie ogłosiły stan wyjątkowy, wezwały do pomocy Ochronę Cywilną i zorganizowały most powietrzny transportujący przybyszy samolotami do różnych obozów na południu Włoch.

W związku z chaosem panującym w Tunezji tamtejsza policja i straż przybrzeżna straciły kontrolę nad portami, gdzie dobrze zorganizowani przemytnicy oferują transport do Włoch za 1500 euro. Władze włoskie obawiają się powtórki sytuacji z początku lat 90., gdy do Bari przypływało tygodniowo 15 tysięcy Albańczyków. W związku z tym minister spraw zagranicznych Franco Frattini zwrócił się o pomoc do szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton. W środę sprawa ma stanąć na unijnym forum.

Minister liczy na uaktywnienie Fronteksu, unijnej instytucji zajmującej się bezpieczeństwem granic, przejęcie części tunezyjskich uchodźców przez inne państwa członkowskie i pomoc w repatriowaniu tych, którym nie przysługuje azyl polityczny. Imigranci z Afryki Północnej to problem całej Unii, a nie tylko Włoch, choćby dlatego, że większość z przybyłych obecnie Tunezyjczyków deklaruje chęć przedostania się do Francji, gdzie mają krewnych lub znajomych. Frattini domaga się zorganizowania pod egidą UE kontroli wybrzeży Afryki Północnej i zawracania statków z imigrantami. Zwrócił uwagę, że problem może się nasilić, bo trudno wykluczyć, że w ślad Tunezyjczyków nie pójdą zdesperowani Egipcjanie, Libijczycy czy Algierczycy.