48-letni Vladimir Alejo i 45-letni Angel Enrique Fernandez rozpoczęli protest 29 marca. Zszyli usta częściowo, by móc pić przez słomkę i mówić. Ale nie jeść. Głodówka była gestem solidarności wobec Amerykanina Alana Grossa skazanego na 15 lat więzienia za przywiezienie na Kubę urządzeń do łączności satelitarnej.

Strajk prowadzili w domu Vladimira Aleja na przedmieściach Hawany. Nie zdobyli wielkiego rozgłosu, bo liderzy opozycji nie poparli publicznie ich akcji. Według Reutersa tłumaczyli, że nie są zwolennikami głodówek. Ale walczący o poprawę wizerunku reżim nie chce, by któryś zagłodził się na śmierć.

Wystarczająco dużo kłopotów narobił władzom Orlando Zapata, który zmarł w zeszłym roku po 77 dniach głodówki. Oburzył się w zasadzie cały świat. Aby uciszyć krytykę, Raul Castro musiał zwolnić dziesiątki więźniów sumienia. Fernandeza w poniedziałek zmuszono do przyjęcia kroplówki, a agenci próbowali go namówić, by zaczął jeść, bo Gross i tak zostanie uwolniony. Dysydent postanowił jednak głodować do końca. Alejo przerwał protest. Uległ presji bliskich, którzy bali się o jego życie.

– Mój stan jest zły, wargi zżera mi infekcja – tłumaczył. Niewielu opozycjonistów decyduje się na zaszycie ust. Trzeba być tak zdesperowanym jak Juan Carlos Herrera Acosta, uwolniony w zeszłym roku i deportowany do Hiszpanii.

– Byłem w pięciu więzieniach, najgorszych. Torturowali mnie, bili w podeszwy, wisiałem zakuty godzinami we własnym moczu i fekaliach. Osiem razy zaszywałem sobie usta drutem na znak protestu – opowiadał „Rz" kilka tygodni po wyjeździe z Kuby.