Na wody terytorialne Syrii wpłynęły trzy rosyjskie okręty wojenne i stanęły na redzie portu Tartus. W ciągu najbliższych dni mają patrolować linię syryjskiego wybrzeża. Nie wiadomo, jakie dokładnie jednostki pojawiły się na Morzu Śródziemnym, ale jak donoszą źródła arabskie, okręty są uzbrojone. Posiadają również sprzęt służący do „zbierania informacji" oraz prowadzenia „wojny elektronicznej".
Zdaniem komentatorów w ten sposób Moskwa – która od lat wspiera reżim Baszara Asada – chce dać jasno do zrozumienia, że nie pozwoli na interwencję zbrojną Zachodu w Syrii, na wzór tej, która miała miejsce w Libii. Na razie zadaniem okrętów będzie zatrzymanie statków, którymi z Turcji i Libanu dostarczana jest broń rebeliantom walczącym od kilku miesięcy z Asadem.
Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow ostro potępił Zachód i arabskie monarchie za „mieszanie się w wewnętrzne sprawy Syrii". Według niego wspierają „politycznych prowokatorów", którzy torpedują dialog między Asadem i opozycją. W zeszłym miesiącu Moskwa utrąciła zaś w Radzie Bezpieczeństwa ONZ rezolucję potępiającą reżim w Damaszku za masakrowanie opozycji.
Jednocześnie Moskwa w zdecydowany sposób wzięła w obronę bliskiego sojusznika Syrii – Iran. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji w specjalnym oświadczeniu uznało, że sankcje nałożone na ten kraj przez Stany Zjednoczone są „nie do zaakceptowania" (Amerykanom chodzi o zmuszenie Teheranu do rezygnacji z budowy pocisków nuklearnych).
„Rosja uważa, że takie akcje są sprzeczne z prawem międzynarodowym" – napisano w oświadczeniu. „Praktyki te poważnie szkodzą działaniom mającym na celu prowadzenie dialogu z Teheranem. Presja wywołana przez zaostrzenie sankcji, która dla niektórych państw wydaje się być celem samym w sobie, może tylko zniechęcić Iran do prowadzenia rozmów".