Egipt drugi raz od upadku prezydenta Hosniego Mubaraka pozwolił irańskim okrętom wojennym na przepłynięcie Kanału Sueskiego. W lutym 2011 roku zacumowały w porcie Latakia w Syrii. Tym razem niszczyciel i zaopatrzeniowiec dobiły do portu Tartus.

– To gest poparcia dla syryjskiego reżimu. Okręty mogły też dostarczyć broń i zaopatrzenie dla armii, która krwawo tłumi antyrządowe demonstracje – mówi „Rz" Mehrdad Khonsari z Centre for Arab and Iranian Studies w Londynie.

Szyicki Iran jest bliskim sojusznikiem sekty Baszara Asada rządzącej zamieszkiwaną głównie przez sunnitów Syrią. Dzięki sojuszowi wpływy Iranu docierają aż pod granice Izraela. Dlatego Teheran robi wszystko, aby chronić reżim, który jest oskarżany o zabicie już co najmniej pięciu tysięcy ludzi. Oba kraje mogą też liczyć na wsparcie Pekinu i Moskwy, które blokują wszelkie rezolucje ONZ wymierzone w prezydenta Asada.

Od kilku miesięcy Syria i Iran są prawdziwą beczką prochu. Większość sąsiadów Syrii szuka sposobów, aby zmusić Asada do dymisji. Pojawiają się również spekulacje o możliwym ataku Izraela na Iran oskarżany o próbę wyprodukowania bomby jądrowej. Teheran odpowiada demonstracją siły. Wczoraj rozpoczął manewry lądowe i wstrzymał dostawy ropy do Francji i Wielkiej Brytanii, nie czekając, aż wejdą w życie sankcje zakazujące importu surowca do UE.

– Wysyłając okręty, Iran chce też uwiarygodnić swoje groźby, że może zablokować cieśninę Ormuz, przez którą transportuje się ropę, a także odwrócić uwagę od problemów wewnętrznych przed wyborami – uważa dr Khonsari.