Ten rysunek podbił rosyjski Internet, choć jego autor popełnił dwa błędy. Po pierwsze, prezydent Rosji wystąpił nie w roli ojca, tylko matki kilku młodych żurawi. A po drugie – istotnie pierwotnie miał włożyć nie tylko biały kombinezon, ale i dziób, żeby ptaki uznały go za swojego. Z przyprawiania Putinowi dzioba w ostatniej chwili zrezygnowano. Nikt nie wytłumaczył dlaczego.
„Do stada już wprowadzono agentów Federalnej Służby Ochrony" – pisali przed lotem rosyjscy internauci. „Wszystkie żurawie – uczestnicy lotu z prezydentem – dostaną nowe mieszkania i złote zegarki – informuje pragnące zachować anonimowość źródło w stadzie". Mimo braku dzioba, akcja zakończyła się sukcesem. Putin (rzecz jasna przed kamerami) przeleciał się na motolotni nad syberyjskim półwyspem Jamał (tym samym, na którym zaczyna się słynny gazociąg), a rzadkie ptaki-sieroty poleciały za nim, przyuczając się w ten sposób do życia na swobodzie.
– Krasiwyje rebiata! – pochwalił je prezydent.
Atmosfery ogólnej radości nie zmącił fakt, iż – jak ujawniła w swoim blogu jedna z prowadzących program ratowania żurawi biolożek – kilka ptaków nie przeżyło przygotowań do lotu z prezydentem. Jednego rozszarpało śmigło, drugi złamał dziób i pazury w niewłaściwie przygotowanej prowizorycznej wolierze.
Wydłuża się więc lista zwierząt, dla których spotkanie z Putinem nie zakończyło się dobrze. Kilka lat temu wszystkie rosyjskie telewizje pokazały, jak Władimir Władimirowicz osobiście zakłada nadajnik GPS ussuryjskiej tygrysicy. Według oficjalnych informacji eksperyment (polegający na reintrodukcji do warunków naturalnych zwierząt, wychowanych w niewoli) zakończył się sukcesem, a nawet, jak to w skrócie ujął jeden z portali, „po spotkaniu z W.W. Putinem tygrysica urodziła troje zdrowych tygrysiątek". W rzeczywistości podobno padła – bo usypiając ją, przedawkowano środek nasenny, by mieć już zupełną pewność, że prezydenta nie spotka żadna przygoda...