To, że zainteresowanie głosowaniem będzie zbyt niskie, wiadomo było już w sobotę wieczorem, gdy o bardzo niskiej liczbie głosujących informowali członkowie komisji wyborczych. Jednak oficjalne wyniki podane w nocy wywołały konsternację – z ponad 4,4 mln uprawnionych do urn udało się 944 tys. Słowaków, co oznacza, że frekwencja wyniosła tylko 21,41 proc.
Politolodzy przypominają, że to już pewna niechlubna tradycja państwa słowackiego – od czasu uzyskania niepodległości w 1993 r. było to już ósme referendum, z czego tylko jedno (w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej) okazało się ważne, a i to dzięki minimalnej większości głosów.
Tym razem Słowacy odpowiadali na trzy pytania dotyczące kwestii obyczajowych – mieli się wypowiedzieć na temat dopuszczalności małżeństw osób jednej płci, adopcji dzieci przez takie pary oraz o tym, czy rodzice mają akceptować zajęcia szkolne, których tematem jest życie seksualne i eutanazja.
Kuriozum referendum rozpisanego po zebraniu 400 tys. podpisów przez skupiający kilkadziesiąt organizacji religijnych i społecznych Sojusz dla Rodziny (AZR) było to, że dwa pierwsze pytania od początku były bezprzedmiotowe. Już w listopadzie ub.r. parlament przyjął definicję małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, co zostało zapisane w konstytucji.