Taką wersję wydarzeń przedstawił prowadzący śledztwo prokurator Marsylii Brice Robin.
Dowodów na to, że nie chodzi o wypadek, jest jego zdaniem wiele. Ich podstawą jest przede wszystkim nagranie zarejestrowane na czarnej skrzynce samolotu.
Pierwsze dwadzieścia minut lotu po starcie samolotu z Barcelony przebiegał spokojnie. Rozmowa w kabinie między dwoma pilotami przebiegała wręcz w przyjaznej atmosferze. Kiedy jednak pierwszy pilot zaczął wymieniać czynności, które należy zrobić przed lądowaniem maszyny w Duesseldorfie, odpowiedzi 28-letniego Lubitza były „lakoniczne". Po chwili pierwszy pilot przekazał Lubitzowi stery maszyny i wyszedł z kabiny, zapewne aby udać się do toalety. Wtedy samolot był na automatycznym pilotażu.
Po chwili Lubitz zaczął przekręcać pokrętło służące do obniżenia lotu maszyny.
- To jest urządzenie tak zbudowane, że nie można go uruchomić samym naciśnięciem, choćby głową przez osobę która straciła przytomność – mówi prokurator. – Przeciwnie, Lubitz musiał kilkanaście razy je obrócić aby maszyna w ciągu około 10 minut zaczęła zniżać lot z 10 tys. metrów do około 2 tys., kiedy się rozbiła.