Woda, a raczej odcięcie od niej, staje się coraz powszechniejszą i skuteczniejszą metodą w wojnie prowadzonej przez Państwo Islamskie. Ostrzegała przed tym w ubiegłym roku amerykańska agencja Stratfor, teraz o zagrożeniu przypomniał niemiecki ekspert od spraw bliskowschodnich.
Tobias von Lossow podkreśla, że terroryści ustanawiają "nowe standardy w negatywnym sensie". Woda stała się narzędziem w ich walce, dlatego zajmują kolejne tamy, a rezerwy wodne zyskują strategiczną wartość pól naftowych.
Wodę można wykorzystać jako broń na różne sposoby. Można spiętrzyć rzeki, by zalać miasta. Ekspert przypomniał, że gdy Państwo Islamskie w maju ubiegłego roku zdobyło tamę w pobliżu irackiego Ramadi, jego powierzchnia zmniejszyła się o połowę, przez co znacznie ograniczono zaopatrzenie w wodę pięciu prowincji. Podobnie jest w Syrii, gdzie wszystkie strony konfliktu odcinają od zasobów swoich przeciwników. Nikt jednak nie robił tego tak często i konsekwentnie jak Państwo Islamskie.
Z drugiej strony, terroryści mogą zatapiać tereny, by złamać opór wroga. Masy wody wypuszczone z zapory w pobliżu irackiej Faludży zniszczyły plony na ogromnej przestrzeni. Swoje domy musiało opuścić 60 tysięcy ludzi.
Co więcej, wodę jako broń można zastosować po prostu ją zatruwając lub zanieczyszczając. Na mniejszą skalę do wody pitnej spuszcza się ropę naftową. Jednak gdy w ręce terrorystów dostają się większe rezerwy wody, niebezpieczeństwo staje się ogromne. Gdy w sierpniu 2014 roku bojownicy Państwa Islamskiego przejęli wielką tamę pod Mosulem na Eufracie, zaistniała obawa, że budowla wyleci w powietrze. W takim wypadku, do ucieczki zmuszonych byłoby nawet pół miliona okolicznych mieszkańców. Irackim oddziałom rządowym i peszmergom, czyli kurdyjskej partyzantce niepodległościowej, jednak udało się odbić obiekt.