Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze złożyło skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego na bezczynność Ministerstwa Infrastruktury, które odmówiło pokazania raportu o zachowaniu pieszych i kierowców autorstwa Instytutu Transportu Samochodowego. Dzięki korespondencji z ministerstwem i Instytutem Transportu Samochodowego stowarzyszenie dowiedziało się, że badanie kosztowało ok. 350 tys. zł, objęło cztery województwa, a wyniki przekazano do ministerstwa w dwóch etapach, w grudniu i w lutym. Zarówno instytut, jak i ministerstwo odmówiły jednak ujawnienia opracowania. Instytut twierdzi, że prawa do dokumentu posiada ministerstwo.
Cały raport w poniedziałek ujawnił zajmujący się bezpieczeństwem na drogach portal brd24.pl. – To jest bardzo ważny dokument, bo po raz pierwszy zobaczyliśmy, co dzieje się przed przejściami dla pieszych. Dla ludzi, którzy nie interesują się tematyką bezpieczeństwa ruchu drogowego, ustalenia mogą być szokujące. My podejrzewaliśmy to od lat – mówi w rozmowie z rp.pl Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu brd24.pl.
Cały raport w poniedziałek ujawnił zajmujący się bezpieczeństwem na drogach portal brd24.pl. "Z opracowania wynika, że najpoważniejszym problemem w Polsce są prędkości, z jakimi poruszają się kierowcy w pobliżu przejść dla pieszych. Rzadko który nie przekracza dozwolonej prędkości znajdując się 100 m od przejścia" - czytamy na portalu. Według danych, w miejscach, gdzie dopuszczalna prędkość wynosi 50 km/h, 85 proc. kierowców dojeżdżających do przejścia dla pieszych przekraczało dopuszczalną prędkość. Z kolei tam, gdzie dopuszczalna prędkość wynosi 70 km/h, dopuszczalną prędkość przekracza 90 proc. kierowców. W odległości 10 m od przejścia liczby te wynoszą odpowiednio 40 i 68 proc.
Portal brd24.pl podkreśla, że w porównaniu z pilotażowym badaniem z 2015 roku znacznie przybyło kierowców jeżdżących za szybko w okolicach przejść dla pieszych. Przykładowo – jak czytamy w portalu – w ubiegłym roku na odcinku 100 m przed przejściem przy ograniczeniu do 50 km/h zaobserwowano ponad dwa razy więcej kierowców przekraczających prędkość (85 proc.) niż w roku 2015 (40 proc.). – Możemy się domyślać, dlaczego kierowcy przyśpieszyli. Przypomnijmy sobie, jaka retoryka towarzyszyła w 2015 roku likwidacji fotoradarów, posiadanych przez straż miejską. Poza tym brakuje nadzoru w okolicach przejść – mówi Zboralski.