– Państwo wybaczą, ale samolot nie będzie czekał – tak Donald Tusk zakończył piątkową konferencję prasową w Brukseli.
Nie pierwszy już raz szef rządu udał się w podróż rejsowym samolotem. Był już m.in. na Litwie, ale najwięcej emocji wzbudził jego lot do USA. Podczas tej podróży ktoś zadzwonił i ogłosił, że na pokładzie jest bomba. To kolejny raz wywołało dyskusję na temat latania samolotami rejsowymi przez najważniejsze osoby w państwie.
– To polityczny populizm, a nie żadne tanie państwo – mówił w niedzielę w TVN Jacek Kurski (PiS). – Rozpiszcie w końcu przetarg na samoloty dla rządu. Wszyscy się na to zgadzają – apeluje do Platformy Ryszard Kalisz (LiD).
Jednak Platforma nie zamierza o tym myśleć. – Rezygnujemy z bizantyjskiego przepychu. Nadal będziemy tak latać – zapewnia Stefan Niesiołowski (PO). Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski uważa, że dobrym rozwiązaniem, jeśli chodzi o wyjazdy najważniejszych osób w państwie, jest korzystanie zarówno z samolotów rządowych, jak i rejsowych. Podkreśla, że byłoby rzeczą niepoważną, gdyby podejmowano decyzję o wydaniu grubych milionów złotych na samoloty dla VIP-ów pod wpływem jednego żartownisia.
Dlatego pojawił się pomysł, żeby informację o rejsowych lotach premiera utajnić. – Trzeba się z tym liczyć – mówił Komorowski.