Włosi na dopingu od mafii

We Włoszech zażywanie niedozwolonych środków dawno przestało być domeną wyczynowego sportu i jest w tej chwili powszechnym zjawiskiem kulturowo-społecznym, z którego zyski czerpią organizacje mafijne. Porażające dane opublikowano w związku z dopingową wpadką nadziei włoskiego kolarstwa Ricardo Ricco, na trasie kończącego się dziś Tour de France - pisze Piotr Kowalczuk z Rzymu

Aktualizacja: 27.07.2008 18:42 Publikacja: 27.07.2008 01:06

Ricardo Ricco

Ricardo Ricco

Foto: AFP

Włochy to bardzo usportowiony kraj. W Rzymie po obu stronach Tybru biegną pełne cyklistów, wrotkarzy i biegaczy trasy rowerowe. Nieco bliżej brzegu kilometrami ciągną się korty, baseny, boiska, przystanie wioślarskie i kajakowe. Podobnie jest w innych miastach, a oczkiem w głowie prowincjonalnych ośrodków parafialnych są boiska, po których księża uganiają się z młodymi wiernymi za piłką.

Niezliczone trasy, boiska, siłownie, baseny i sale gimnastyczne służą aż 12 milionom Włochów, którzy czynnie uprawiają jakiś sport. W weekendy odbywają się tu setki tysięcy amatorskich meczów i wyścigów.

Jak jednak wynika z danych policji, sondaży i szacunków, aż pół miliona niedzielnych sportowców sięga po nielegalny doping. Na osławione EPO, które zwiększa produkcję czerwonych ciałek, ale może prowadzić do zawału, Włosi wydali w ubiegłym roku aż 200 milionów euro. Ogółem, wraz z anabolikami, syntetycznym hormonem wzrostu i innymi cudami nielegalnego wspomagania, na włoskim czarnym rynku dopingowym sprzedano w ubiegłym roku produkty o łącznej wartości 2 miliardów euro, czyli za kwotę o 30 proc. wyższą niż w 2006 roku.

Jak wyjaśnia prof. Mauro Salizzoni, specjalista od dopingu włoskiej federacji kolarskiej, środki wspomagające we Włoszech kupić jest dziś niesłychanie łatwo. Na przykład w sklepach dla kulturystów znajdują się sprzedawane legalnie integratory zawierające nielegalne substancje, na przykład aminokwasy z nandrololem (anabolik), którego na próżno szukać na etykiecie, bo prawo tego nie wymaga. Jeśli zaś chodzi o ewidentnie nielegalny doping, zdaniem włoskiej policji można go dostać w co dziesiątej siłowni albo kupić bez trudu na czarnym rynku.

Wszystko dlatego, że od kilku lat rynkiem nielegalnego dopingu zajęły się sycylijska cosa nostra i camorra – mafia działająca w Kampanii. Z raportu komisji parlamentarnej ds. walki ze zorganizowaną przestępczością wynika, że organizacje mafijne kontrolują blisko połowę włoskiego rynku dopingowego (trzy lata temu jedną trzecią). Przyczyny są proste. Handel tymi środkami przynosi ogromne zyski, choć nie tak wielkie jak narkotyki, ale jest o wiele bezpieczniejszy. Za złapanymi handlarzami narkotyków więzienne bramy zamykają się na wiele lat. Z 35 skazanych w ubiegłym roku we Włoszech za dopingowy proceder żaden nie trafił za kratki, bo wszystkie wyroki były niższe niż dwa lata więzienia, więc zgodnie z prawem ferowano je w zawieszeniu. Poza tym walka z nielegalnym dopingiem wśród amatorów jest walką z wiatrakami, bo nikt, choćby z powodów finansowych, nie prowadzi wśród nich żadnych antydopingowych kontroli. Dostęp do większości środków pobudzających jest bardzo łatwy: najczęściej chodzi o produkowane legalnie leki, które są w niemal każdej aptece. Wystarczy recepta.

Co więc skłania pół miliona Włochów (w większości mężczyzn), sportowców-amatorów, bez planów i szans na bicie rekordów, do sięgania po doping?

- Nasza współczesna kultura nie uznaje przegranych. Niedzielni sportowcy sięgają po doping z strachu przed porażką, kompromitacją. Trzeba wygrywać zawsze i wszędzie, obojętnie jak. Nawet w tenisowym meczu z sąsiadem. Otaczający nas ludzie stali się dla nas konkurentami, wrogami, a nie sojusznikami - wyjaśnia „Rz” prof. Marino Niola, znany włoski antropolog kultury. - Wystarczy spojrzeć, ile wyrażeń i słów, początkowo używanych wyłącznie w kontekście sportu, przeszło do naszego codziennego języka. Można odnieść wrażenie, że ciągle rozgrywamy jakiś mecz, jakieś zawody. Innym ważnym czynnikiem jest stale rosnąca obsesja, którą mamy na punkcie własnego wyglądu - dodaje Niola.

Prof. Dario D’Ottavio, ekspert sądowy w sprawach o doping, podkreśla, że nad zdrowiem wyczynowych sportowców stosujących wspomaganie (według szacunków we Włoszech jest ich 250 tysięcy na 2,3 miliona wszystkich zarejestrowanych w związkach sportowych) zazwyczaj czuwa nieuczciwy, ale jednak lekarz, co zmniejsza szkodliwe konsekwencje.

O wiele groźniejszy jest doping chałupniczy. Od 2000 roku pochłonął już 25 śmiertelnych, nikomu nieznanych ofiar.

Włochy to bardzo usportowiony kraj. W Rzymie po obu stronach Tybru biegną pełne cyklistów, wrotkarzy i biegaczy trasy rowerowe. Nieco bliżej brzegu kilometrami ciągną się korty, baseny, boiska, przystanie wioślarskie i kajakowe. Podobnie jest w innych miastach, a oczkiem w głowie prowincjonalnych ośrodków parafialnych są boiska, po których księża uganiają się z młodymi wiernymi za piłką.

Niezliczone trasy, boiska, siłownie, baseny i sale gimnastyczne służą aż 12 milionom Włochów, którzy czynnie uprawiają jakiś sport. W weekendy odbywają się tu setki tysięcy amatorskich meczów i wyścigów.

Pozostało 85% artykułu
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Społeczeństwo
W Rosji kłótnie o teorię Darwina. "Niemoralna i kolonizatorska"
Społeczeństwo
Greta Thunberg zatrzymana przez policję. Aktywiści: Nasi politycy nas zawiedli
Społeczeństwo
Próbował skremować psa, wzniecił ogromny pożar. Usłyszał zarzuty
Społeczeństwo
Elon Musk nominowany do nagrody UE dla obrońców praw człowieka