Podobne pogłoski pojawiły się już co prawda kilka miesięcy temu, a dziennikarze podawali już nawet, gdzie para weźmie ślub, ale wówczas okazały się wyssane z palca. Tym razem Hillary Clinton oficjalnie potwierdziła informację o zaręczynach. Jedynaczka zrobiła taki prezent swoim rodzicom na Święto Dziękczynienia. Jej wybrankiem jest Marc Mezvinsky, bankier w Goldman Sachs i syn pary kongresmenów, starych przyjaciół rodziny Clintonów.
Chelsea i Marc poznali się w Waszyngtonie, gdy byli jeszcze nastolatkami. Są już razem wiele lat. Oboje uczyli się na Uniwersytecie Stanforda. Musieli się też nauczyć życia w świetle jupiterów i radzenia sobie z głośnymi skandalami, których głównymi bohaterami byli ich ojcowie. Chelsea nasłuchała się więc o rozporkowych przygodach Moniki Lewinsky, a Marc o tym, jak jego ojciec – Edward Mezvinsky – dokonywał oszustw bankowych. W 2002 roku został za to skazany na 80 miesięcy więzienia. Według prokuratorów, zwabiając inwestorów, powoływał się na swoje znajomości z Clintonami, a także na związek jego syna z Chelsea.
Dał się jednak potwornie nabrać oszustom z Nigerii, gdzie na czarnych interesach stracił fortunę. I choć z więzienia wyszedł warunkowo już w zeszłym roku, to jak podaje telewizja ABC News, nadal jest winny oszukanym osobom ponad 9 milionów dolarów i nie jest wykluczone, że przyszła para młodych nie będzie sobie życzyć, by był on gościem na ich ślubie.
Obecnie Chelsea i Marc mieszkają w Nowym Jorku, gdzie Clintonówna robi studia podyplomowe na Uniwersytecie Columbia. Ślub ma się odbyć latem przyszłego roku i będzie wielkim wydarzeniem towarzyskim zarówno dla politycznej elity w Waszyngtonie, jak i dla ekonomicznej śmietanki Nowego Jorku. Zwłaszcza że Bill Clinton – pytany przez CBS News o planowany budżet na to wydarzenie – odpowiedział, że całe życie pracował na ten moment, więc koszty nie grają roli. Paparazzi już zacierają ręce.